Papieskie „Buona sera” wciąż nie przestaje gorszyć. Papież mówi zgromadzonym na placu św. Piotra „Dzień dobry” i życzy smacznego obiadu. Nie wszystkim się to podoba, zarzucając papieżowi ni mniej ni więcej jak laickość i zeświecczenie. W wywiadzie dla „Radia Wnet” Wojciech Cejrowski powiedział ostatnio, jak sobie wyobraża właściwe zachowanie papieża: „Nie jestem gwiazdą telewizyjną, jestem głową Kościoła i witam się zawołaniem księżowskim”. Jak to jest z tym papieskim „Dzień dobry”?
Pamiętam wizytę zaprzyjaźnionego biskupa francuskiego w Polsce. Towarzyszyłem mu w wielu spotkaniach i Mszach. Chciał być uprzejmy, więc nauczył się kilku zwrotów grzecznościowych po polsku. Kiedy weszliśmy do zakrystii w pewnej katedrze, spontanicznie powiedział „Dzień dobry”. Niestety, odpowiedziało mu głuche milczenie. Wszak nie wypada w kościelnej zakrystii wypowiadać tak pogańskiego (bez-bożnego, bo bez odwołania się do Boga) pozdrowienia i to w dodatku do biskupa. Przekonanie o zlaicyzowaniu Kościoła w Europie tylko się wzmocniło…
Spędziłem we Francji niejedno lato na zastępstwie w parafii i nigdy nie poznałem żadnego religijnego pozdrowienia. Być może kiedyś w j. francuskim takie było, ale nie przetrwało do dzisiaj. Badania nad pochodzeniem polskiego „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” i jego odpowiednikami byłyby bardzo interesujące, ale nie miejsce tutaj na nie. Nieoceniona Wikipedia donosi, że istnienie takiego pozdrowienia potwierdza Pius Parsch (+1954), który pisał: „The humanity of Christ is near in the priest. The simple Catholic people have kept this belief: “Praised be Jesus Christ” they say whenever the priest comes”. Jak widać, pozdrowienie to – choć z tekstu nie wynika w jakim języku – kojarzone było z osobą księdza. Łacińska forma (Laudetur Jesus Christus) jest zawołaniem Radia Watykańskiego.
Swój renesans pozdrowienie to przeżyło za czasów bł. Jana Pawła II, który – jako Polak – bardzo był do niego przywiązany. Z tego też czasu – jak mniemam – pochodzą wersje obcojęzyczne, jak hiszpańska czy włoska, które – jeśli się przyjęły – to raczej w kontekście liturgicznym, a nie codziennym. Na jednej ze stron hiszpańskojęzycznych zacytowano pozdrowienie „Alabado sea Jesucristo!” z podkreśleniem, że taką formułą zwyczajowo kończył swoje spotkania Jan Paweł II. Dotarłem nawet do forum internetowego na temat pozdrowień religijnych w Ameryce Południowej, ale nic hiszpańskiej wersji „Pochwalonego” nie ma. Najczęściej używa się pozdrowień świeckich albo wyrażeń typu: „Niech Bóg was błogosławi”, być może pod wpływem angielskiego „God bless you!”, czego się używa raczej na pożegnanie. Oczywiście, nie znam na tyle zwyczajów religijno-jęyzkowych krajów kultury romańskiej czy latynoskiej, moje rozmowy z mieszkającymi tam księżmi i świeckimi potwierdzają jednak, że ściśle religijne pozdrowienia obecnie nie funkcjonują w powszechnym użyciu.
Po pierwszym wystąpienia papieża Franciszka rozległy się głosy egzegetów papieskiego pozdrowienia, sugerując, że to będzie teraz „nowa, świecka tradycja” papieża i Kościoła. Że oto tym jednym gestem językowym papież nadał Kościołowi nowy kierunek, że świeckie pozdrowienie zostało świadomie użyte, aby nie zrazić niewierzących i aby zamanifestować otwarcie na świat. Być może, nie wiem. Mnie jednak bliższe jest prostsze wyjaśnienie. Papież przywiózł ze sobą do Rzymu wszystko, co stanowiło jego tożsamość jako kard. J. M. Bergoglio. Nie ulega wątpliwości, że wiele będzie musiał zmienić i z wielu rzeczy zrezygnować. Jego gesty, słowa i zachowania nie stanowią – w moim przekonaniu – żadnej planowej manifestacji, ale są zwyczajną kontynuacją przyjętych wcześniej zachowań. Nowy urząd zapewne wymusi na niego wiele zmian, ale przecież nie przestanie być sobą i nagle nie zacznie mówić inaczej niż mówił dotychczas. „Dzień dobry” – tak witał się dotychczas z wiernymi w Buenos Aires, tak też witał się będzie w Rzymie. „Mam nadzieję, że papież zorientuje się, że to co się sprawdzało w Buenos Aires niekoniecznie przeniesione do Rzymu tak samo brzmi” – mówił Cejrowski w Radiu Wnet. Życzenie dobrego dnia brzmi wszędzie tak samo dobrze.
Przestrzegałbym jednak przed natychmiastowym porzucaniem wszelkich „Pochwalonych” i – jak to się mówi – staropolskiego „Szczęść Boże!”. Naśladowanie to nie małpowanie, a każdy kraj, język, kultura ma swoje własne tradycje i zwyczaje, których nie należy pochopnie porzucać w imię dostosowania się. Pozdrawiajmy się więc po chrześcijańsku, bo to także sposób wyznania wiary.
Z drugiej jednak strony, lekcja, którą daje nam papież Franciszek, mówi nam, że kierowane do nas – księży „Dzień dobry” nie musi być ani oznaką złego wychowania ani manifestacją antyklerykalnego nastawienia. Może być to właściwym dla danej osoby pozdrowieniem i wyrażeniem życzliwości. A poza tym, zastanawiam się na ile pozdrowienie „Niech będzie pochwalony…” wypowiedziane na przykład przez osobę niewierzącą ma sens. Słowa powinny być koherentne z naszymi myślami, nastawieniem, intencją. „Dzień dobry” może być naprawdę bardzo dobre. Może nawet lepsze szczere „Dzień dobry” niż przymuszony „Pochwalony”.