Było to przed nabożeństwem Wigilii Paschalnej Roku Pańskiego 2012. Do kościoła dominikanów na warszawskim Służewie ludzie przychodzą na długo przed rozpoczęciem nabożeństwa. Siadają na krzesełkach, które przynoszą z domów (miejsca w ławkach są bowiem zajęte dużo, dużo wcześniej) – i coś robią. Trochę się modlą, trochę rozglądają. Niektórzy czytają.
I właśnie 10 miesięcy temu zauważyłem ciekawy przykład oddolnego kościelnego pluralizmu. Jedna pani rozłożyła „Gazetę Polską” z artykułem o katastrofie smoleńskiej. Druga zaś otworzyła książeczkę Jana Turnaua „Bóg dla wymagających”. Wybrała te – dla niektórych płytkie i gazetowe – rozważania jako duchowe wprowadzenie w przeżywanie najgłębszego misterium chrześcijaństwa.
Jutro Janek kończy 80 lat. Aż się wierzyć nie chce, bo on przecież wciąż tak młody i twórczy w swych felietonach. Pod jego okiem uczyłem się w „Więzi” fachu pod koniec lat osiemdziesiątych. Szybko jednak mnie opuścił, bo poszedł mierzyć się z nowym wyzwaniem – stworzył unikalną stałą religijną rubrykę w świeckiej gazecie. Dziś, po ponad dwudziestu latach, i „Gazeta Wyborcza” inna, i nie ma już tamtej „Arki Noego”. Tylko Turnau taki sam…
Krążył taki dowcip o Janku – który chudy jest jak, nie przymierzając, Anja Rubik, albo i bardziej – że składa się z samych kości i złośliwości. Ale to raczej ktoś okropnie złośliwy musiał wymyślić ten dowcip. On bowiem ze złośliwości wyzuty jest niemal całkowicie. Szuka w innych dobra tak uparcie, że aż czasem na siłę. Ten typ tak ma… Woli być wyprowadzonym w pole niż zrazić tych, co na Boga i Kościół patrzą z dala albo i spode łba.
Jest dla mnie niedościgłym mistrzem małych form. No bo któż tak potrafi: „Mój Kościół jest jak demokracja. Nie że jest taki demokratyczny, ale że mimo całej jego nieznośności, grzechów, błędów i wypaczeń, niedemokratyczności właśnie – nikt nie wymyślił lepszego. Taką złotą myśl wykoncypowałem na starość. Amen”.
Amen, Janku, amen! Żyj nam długo i mądrze!