„Był osobowością z natury antydogmatyczną, wrogiem pewności duchowej” – pisała o nim Krystyna Czerni.
Jerzy Nowosielski w powszechnej świadomości funkcjonuje przede wszystkim jako artysta. Co jakiś czas powracają kontrowersje dotyczące jego malarstwa ikonowego, przez część odbiorców postrzeganego jako nazbyt mroczne czy wręcz demoniczne. Aby przybliżać się do zrozumienia tej sztuki, warto zapoznać się myślą wyrażaną przez Nowosielskiego w artykułach, wywiadach i listach, które dzięki staraniom Krystyny Czerni są od kilku lat łatwo dostępne, zebrane w kolejnych tomach wydanych przez Znak.
Przy tej lekturze szybko zauważymy, że refleksja o sztuce i refleksja o wierze nie pojawia się tu właściwie nigdy niezależnie od siebie. Wskazać można jedynie pewne dominanty, kwestie, które w danym tekście stanowią główny przedmiot dociekań, ale zawsze ze świadomością, że zazębiać się one będą z drugim z tematów. To efekt charakterystycznego dla Nowosielskiego podejścia, któremu dał wyraz wprost w tekście „O krytyce”: „Bliski jestem tendencjom historiozofii rosyjskiej z kręgu Włodzimierz Sołowiow – Mikołaj Bierdiajew i ogólnej skłonności filozofii, literatury i myśli religijnej rosyjskiej, łączenia zagadnień sztuki, nauki i myśli teologicznej w jedną całość”.
Nowosielski wzywał do wyzbycia się pojmowania sztuki w Kościele jedynie jako ilustrowania prawd wiary, przedstawiania w materii malarskiej scen biblijnych czy jako elementu dekoracyjnego. Sztuka jest według Nowosielskiego czymś znacznie większym
Pisząc o sztuce, wiele miejsca poświęca Nowosielski abstrakcji, która stanowiła dla niego ważny etap na drodze do zajęcia się malarstwem ikonowym. Zarówno w rozmowach, jak i w esejach często powraca myśl, że do dostrzeżenia wartości ikony przez ludzi współczesnych niezbędne było doświadczenie sztuki nowoczesnej: kubizmu, fowizmu i abstrakcji właśnie.
Sztuce abstrakcyjnej przypisywał Nowosielski niezwykle doniosłą rolę: ma ona otwierać nas na możliwość kontaktu z rzeczywistością nadprzyrodzoną: „Nie bardzo przejmowałem się racjonalistycznym tłumaczeniem sztuki abstrakcyjnej, od razu przeczuwałem, że rodzą się tutaj nowe możliwości, kształtują się w naszej świadomości nowe perceptory, wrażliwe na bezpośredni kontakt z bytami subtelnymi […]” – stwierdzał w tekście „O abstrakcjach”.
Wzywał też Nowosielski do wyzbycia się pojmowania sztuki w Kościele jedynie jako ilustrowania prawd wiary, przedstawiania w materii malarskiej scen biblijnych czy jako elementu dekoracyjnego, bez którego spokojnie można by się było obyć. Sztuka jest według Nowosielskiego czymś znacznie większym – pełni jedyną w swym rodzaju rolę i nie może być zastąpiona innymi środkami. Stanowi swoisty język, który zdolny jest ująć to, czego nie potrafimy wyrazić i pojąć na drodze dyskursywnej, poprzez uporządkowane, racjonalne myślenie.
„[Sztuka] jest to metoda, za pomocą której odkrywamy, formułujemy i przekazujemy tajemnice w inny sposób dla świadomości niedostępne” – pisał Nowosielski w artykule „Na marginesie wystawy sztuki religijnej w Łodzi” i zaraz wyrażał swoje ubolewanie nad stanem zrozumienia tej prawdy w Kościele: „Jednak skoro tak określiliśmy jej rolę i udział w duchowym rozwoju człowieka, to musimy zdać sobie sprawę, że atmosfera panująca w kołach kościelnych u nas jest zgoła inna. Jest to właśnie atmosfera prostackiego podporządkowania spraw sztuki jakimś pseudoreligijnym wymaganiom, ustalanym w sposób apodyktyczny i bezceremonialny. […] Czy nie czas na uświadomienie sobie zasadniczej różnicy zachodzącej między prostotą a prostactwem?”.
Niejedyny to raz, kiedy Nowosielski sięga po mocne, ostre słowa, by wyrazić swoją gorycz i rozczarowanie rzeczywistością, którą wokół siebie obserwuje. Nie zawaha się mówić o sfilistrzałym Kościele i chrześcijaństwie gotującym się we własnym sosie. Zaznaczyć trzeba przy tym, że nie zawsze jasne jest, który Kościół ma artysta na myśli. Wychowany w tradycji unickiej (o której później częstokroć wypowiada się krytycznie), przeszedł przez etap ateizmu do prawosławia. To prawosławiu właśnie poświęcił wiele swoich tekstów, pozwalając je poznać polskiemu odbiorcy jako fascynującą i inspirującą rzeczywistość, a nie religię wieloletniego zaborcy, okupanta i politycznego wroga. Przypuszczać można jednak, że wypowiadając się o Kościele, często ma na myśli katolicyzm.
Ratunku dla Kościoła, który znalazł się jego zdaniem w stanie atrofii, upatrywał Nowosielski w zrozumieniu tego, jak istotną wartość przynosi sztuka. Zatrzymując się jedynie na tym, co wyrażalne dyskursywnie, wspólnota wiernych odcina sobie możliwość przekazywania istotnej części tajemnicy wiary.
W tekście „Ikony i abstrakcje” ubolewał: „Zasadniczo zmysły, pozadyskursywna sfera świadomości ludzkiej, pozostają umartwione. Chodząc do kościoła, stale dowiadujemy się spraw właściwie nam znanych. […] Akcja natomiast liturgiczna, ponieważ już sama jest niejako sztuką, o ile rzeczywiście osiąga poziom sztuki, wykracza nieśmiało poza domenę spraw znanych. Dopiero jednak inne formy przekazywania tajemnic wprost, niejako twarzą w twarz, mogą odrodzić pełnię liturgicznego zebrania kościelnego”. Z kontekstu jasno wynika, że mówiąc o „innych formach”, Nowosielski ma na myśli sztukę, przede wszystkim zaś najpewniej malarstwo.
Teksty Nowosielskiego są niezwykle gęste, naładowane treścią, erudycyjne, zmuszają do powolnej, wnikliwej lektury. Jednocześnie natłok myśli, które one budzą, a także wyzwalany przez nie ładunek emocji wprowadzają w nastrój prawdziwie „nieprzysiadalny”. Przypomina on stan, jaki wywołują w czytelniku książki Mikołaja Bierdiajewa. W obu wypadkach pozornie spokojny i uporządkowany wywód doprowadza do wrzenia – co przypisać trzeba tutaj nie formie, ale przedstawianej treści. Szczególnie fragmentom dotyczącym rewolucji niesionej przez Chrystusa, która tak często spotykała się w historii Kościoła z zapomnieniem, przykrawaniem do własnych wyobrażeń, a nawet wręcz z próbami jej negowania i jak można by powiedzieć metaforycznie – wyrywaniem jej pazura.
„Kościół w historii próbował unieszkodliwić i zabezpieczyć przewrót moralny dokonany przez Ewangelię” – pisał Bierdiajew w książce „O przeznaczeniu człowieka”. To zdanie zdaje się streszczać całą teologiczną myśl zarówno samego Bierdiajewa, jak i Nowosielskiego.
Ciekawe byłoby prześledzenie tropów łączących rozważania Nowosielskiego z myślą przedstawicieli rosyjskiego renesansu, a więc obok Bierdiajewa także m.in. Włodzimierza Sołowiowa, Sergiusza Bułgakowa i Lwa Szestowa. Do tych powinowactw przyznaje się zresztą Nowosielski wprost w tekście „Moja biblioteka”. Choć w podejściu do życia monastycznego dopatrzylibyśmy się raczej przeciwieństw (Nowosielski wypowiada się o nim afirmatywnie, tymczasem myślicielom z kręgu rosyjskiego odrodzenia bliska była idea, że nie o oderwanie się od świata chodziło Chrystusowi, byłoby to wręcz fałszowaniem Jego przesłania), znajdziemy też liczne powiązania.
Rysem szczególnie zbliżającym myśl Nowosielskiego i Bierdiajewa jest podejście do moralności, odrzucenie tego, do czego przyzwyczailiśmy się, myśląc o normach etycznych, podkreślanie potrzeby poszukiwania każdorazowo indywidualnych rozwiązań i nieprzywiązywania się do raz z góry poczynionego wartościowania. W tym właśnie upatrywał Bierdiajew wielki przełom dokonany przez Jezusa Chrystusa.
W książce „O przeznaczeniu człowieka” ujmował to następująco: „Konkretne istnienie, żywa istota, stoi ponad wszelką abstrakcyjną ideą, także ponad ideą dobra. Dobro ewangeliczne polega właśnie na tym, żeby nie uważać dobra za najwyższą zasadę życia, a za taką zasadę uznać człowieka. Ewangelia pokazuje, że ludzie bywają podli i obłudni z powodu umiłowania dobra, z miłości do dobra dręczą człowieka i zapominają o człowieku. Sobota jest dla człowieka, a nie człowiek dla soboty – oto istota wielkiej rewolucji moralnej dokonanej przez chrześcijaństwo, w której człowiek po raz pierwszy oprzytomniał z fatalnych następstw rozróżniania dobra i zła oraz władzy prawa”.
U Nowosielskiego myśl ta wyraża się w sprzeciwie wobec tego, co nazywa pedagogizmem. Wątki te dochodzą u niego do głosu często, najwyraźniej bodaj w tekście „Ucieczka na pustynię”, gdzie odwołując się do nauczania ojca Serafima z Sarowa i charakterystycznego dla prawosławia jurodstwa, szaleństwa w Chrystusie, przedstawia wizję życia wyzbytego potrzeby wartościowania uczynków. „Ja jestem największym grzesznikiem” – taka świadomość powinna nam zdaniem Nowosielskiego wystarczyć, z tym uzupełnieniem, że najstraszliwsze grzechy Zbawiciel gotów jest przebaczyć. I znowu – nie wydaje się, żeby była to prawda możliwa do wyrażenia i pojęcia na drodze dyskursywnej. Dla wielu z pewnością brzmieć to będzie odstręczająco, kojarząc się z nihilizmem.
W rozmowie ze Zbigniewem Podgórcem publikowanej w tomie „Mój Chrystus” Nowosielski wyrazi swoje myśli jeszcze bardziej skrajnie: „Etyka to oszukiwanie samego siebie. Możemy tylko kochać, litować się i mieć świadomość własnej bezmiernej grzeszności. Natomiast nie wolno nam ani przez chwilę mieć iluzji, że możemy ten świat urządzić etycznie, […] że możemy być tak zwanymi porządnymi ludźmi”.
Charakterystyczne jest zresztą, że te same wątki tematyczne, które Nowosielski podejmuje we własnych tekstach w sposób dość stonowany, w wywiadach nabierają brzmienia jeszcze bardziej gwałtownego, wręcz wybuchają. Nierzadko można też odnieść wrażenie, że Nowosielski sam sobie przeczy. Ale czy nie stanowi to tylko potwierdzenia jego tezy, że karkołomna jest próba zamknięcia tajemnicy tego świata w uporządkowanym wywodzie?
Antynomie znajdował zresztą Nowosielski w obrębie samego nauczania Kościoła. Dostrzegał je m.in. w zestawieniu teologii łask i uczynków czy w stwierdzeniu, że poza Kościołem nie ma zbawienia, i jednoczesnym zapewnianiu, że niekatolicy i niechrześcijanie mogą być zbawieni. Nie uznawał tego za powód do odrzucania Kościoła. Przeciwnie, jak pisał: „Jest to publiczne wyznanie tajemnicy Kościoła – który jest większy od człowieka i jego możliwości wartościowania”.
Teksty Nowosielskiego fascynują i drażnią, inspirują i rodzą znaki zapytania. Czytelników, których przy lekturze najbardziej zajmuje pytanie o zgodność autora z nauczaniem Kościoła, przestrzec trzeba, że w tym wypadku stosowanie tego klucza zakończy się zapewne irytacją. Nowosielski świadomie wyrywa się z takich ram, stwierdzając otwarcie: „Każdy człowiek o żywej intuicji religijnej musi być równocześnie ortodoksem i heretykiem”.
Tekst jest nieco zmienioną wersją artykułu, który ukazał się w kwartalniku „Więź” nr 2/2013
Odnośnie tradycji unickiej – http://seminarija.pl/ikonostas/prof-jerzy-nowosielski
Nikt nie ma czystych rak .
Tak , nikt nie ma czystych rak . Ale „zywa intuicja religijna” jest mi obca . Zreszta nigdy nie znalazlam u teologow madrych odpowiedzi na moje pytania / mysli . Znalazlam je u filozofow .