Chwaliłem ostatnio parokrotnie Tomasza Terlikowskiego – bo zasłużył. Zazwyczaj jednak się spieramy (przynajmniej od kilku lat, gdy TT ostro zmienił poglądy). Pora więc na polemikę. Nie dlatego, że lubię się spierać. Dlatego że trzeba.
Sprawa jest bowiem istotna. Przy okazji „frondowego” przeglądu prasy (zob. tutaj) Tomek postanowił bowiem przywalić agnostykom. Odkrył mianowicie, że agnostycy istnieją rzekomo. Nie ma bowiem stanów pośrednich między ateizmem a wiarą. „Agnostycyzm to zwykłe intelektualne i życiowe tchórzostwo”. Redaktor naczelny „Frondy” apeluje: „Nie oszukujcie się, agnostycy!”. Przywołuje wreszcie cytat biblijny, by z satysfakcją zakończyć, że to przykre, ale agnostyków Pan Bóg wypluje. Lepszy już los zdeklarowanych ateistów…
Jak na to odpowiedzieć? Może przez odwołanie do najwyższego autorytetu współczesnego Kościoła, na który Tomasz Terlikowski tak często lubi się powoływać, tocząc swoje niezliczone wielkie i małe wojny i wojenki? Według szefa „Frondy” agnostycy to tchórze. A co ma im i o nich do powiedzenia Benedykt XVI?
Otwieram list papieża na Rok Wiary i czytam: nie możemy zapominać, że w naszym kontekście kulturowym wielu ludzi, choć nie twierdzi, że ma dar wiary, szczerze poszukuje ostatecznego sensu i definitywnej prawdy o swym istnieniu i świecie. To poszukiwanie jest autentyczną „preambułą” wiary (Porta fidei , 10). Czyli istnieje coś pomiędzy wiarą a niewiarą…
Mało, że tacy ludzie istnieją, to jeszcze Benedykt XVI zaprosił ich przedstawicieli na spotkanie w Asyżu w październiku 2011 r., poszerzając jego formułę poza spotkanie wyznawców różnych religii. I cóż tam o nich powiedział? Obok dwóch rzeczywistości, jakimi są religia i anty-religia, w rozrastającym się świecie agnostycyzmu, istnieje także inna fundamentalna orientacja: osoby, którym nie został udzielony dar możliwości wierzenia, które jednak poszukują prawdy, poszukują Boga. Tego typu osoby nie twierdzą po prostu: „Żaden Bóg nie istnieje”. Cierpią z powodu Jego braku, poszukując tego, co prawdziwe i dobre, wewnętrznie są na drodze ku Niemu. Są „pielgrzymami prawdy, pielgrzymami pokoju”. Zadają pytania zarówno jednej, jak i drugiej stronie. Odbierają walczącym ateistom ich fałszywą pewność, z jaką uznają się za wiedzących, że Bóg nie istnieje, i zachęcają ich, by nie byli ludźmi polemizującymi, ale by stawali się tymi, którzy poszukują, którzy nie tracą nadziei, że prawda istnieje i że możemy i powinniśmy czynnie nią żyć. Zwracają się jednak również do wyznawców religii, aby nie traktowali Boga jak własność, która do nich należy do tego stopnia, że mogą czuć się upoważnieni do przemocy wobec innych. Te osoby szukają prawdy, szukają prawdziwego Boga, którego obraz nierzadko jest ukryty z powodu sposobu, w jaki religie częstokroć są praktykowane. To, że oni nie są w stanie odnaleźć Boga, zależy również od wierzących, którzy mają zredukowany albo wypaczony obraz Boga. W ten sposób ich walka wewnętrzna i ich dociekliwość są także dla wierzących wezwaniem do oczyszczania własnej wiary, aby Bóg – prawdziwy Bóg – stał się dostępny. Dlatego celowo zaprosiłem przedstawicieli tej trzeciej grupy na nasze spotkanie w Asyżu, które nie gromadzi jedynie przedstawicieli instytucji religijnych (zob. tutaj).
Szukam dalej. Odnajduję w nieocenionym archiwum KAI homilię Benedykta XVI we Fryburgu Bryzgowijskim (zob. tutaj), czytam współczesną papieską interpretację słów Jezusa o celnikach i nierządnicach, które prędzej wejdą do Królestwa Bożego niż niektórzy ludzie pobożni: Słowo to przetłumaczone na język naszych czasów mogłoby brzmieć następująco: agnostycy, którzy nie znajdują spokoju z powodu pytania o Boga, ludzie, którzy cierpią z powodu naszych grzechów i tęsknią za czystym sercem, są bliżsi królestwu Bożemu niż rutyniarze kościelni, którzy widzą w Kościele jedynie aparat, ale których serce jest obojętne na wiarę.
Mógłbym tak jeszcze długo kontynuować. Bo przecież kto jak nie Benedykt XVI ogłosił ideę dziedzińca pogan? Kto jak nie urzędujący papież cytował w jednym z przemówień tezę Zygmunta Baumana o płynnym społeczeństwie? Kto dialogował z Jürgenem Habermasem?
Ale może to wszystko sprzeczne z nową ewangelizacją? Sięgam więc jeszcze po Lineamenta (roboczy dokument) Synodu Biskupów o nowej ewangelizacji, który za kilka dni rozpocznie się w Watykanie. Nam, wierzącym, musi też leżeć na sercu los ludzi, którzy określają się jako agnostycy czy ateiści. Być może budzi w nich lęk mówienie o nowej ewangelizacji, jakby oznaczało to, że muszą się stać przedmiotem misji. Jednakże kwestia Boga pozostaje aktualna również dla nich. Poszukiwanie Boga to jeden z głównych motywów powstania zachodniego monastycyzmu, a wraz z nim kultury zachodniej. Pierwszy krok ewangelizacji polega na podtrzymywaniu przy życiu tegoż poszukiwania. Trzeba prowadzić dialog nie tylko z religiami, ale również z tymi, którzy utrzymują, że religia jest czymś nienormalnym. Skądinąd, Lineamenta to świetny tekst, warto go przeczytać w całości (zob. tutaj).
Nie ma zatem wątpliwości, że wyklinanie agnostyków jest sprzeczne ze współczesnym nauczaniem Kościoła. Nie ma też nic wspólnego z nową ewangelizacją czy świadectwem wiary. Ani też ze zwykłą ludzką kulturą – bo przecież z ludźmi nie można rozmawiać, obrażając ich. Cóż dopiero z postawą Jezusa wobec ludzi poszukujących!
Drodzy agnostycy, wątpiący i poszukujący! Jeśli ktoś z Was na postawie wypowiedzi takich jak ta cytowana Tomasza Terlikowskiego uznał, że Kościół Was zwalcza, że ignoruje Wasze pytania i poszukiwania – proszę, nie wierzcie w to! Jeśli chcecie poznać naukę Kościoła (a naprawdę warto!), to nie czytajcie Terlikowskiego! Czytajcie Benedykta XVI (i to oryginalne teksty, a nie gazetowe miałkie streszczenia). A najlepiej – czytajcie Ewangelię!