Zima 2024, nr 4

Zamów

O sztuce krytycznej i pewnym wyroku

Malarz Krzysztof Kuszej został zatrzymany przez policję w październiku 2010 roku. W jego mieszkaniu i pracowni zabezpieczono – według prokuratury – 20 jego obrazów o tematyce pornograficznej z udziałem dzieci. Śledczy zarzucili mu produkowanie, rozpowszechnianie, prezentowanie, przechowywanie i posiadane treści pornograficznych przedstawiających wytworzone albo przetworzone wizerunki małoletnich uczestniczących w czynnościach seksualnych. 25 lipca bieżącego roku sąd w Łodzi uniewinnił artystę.

Wszystkie inkryminowane obrazy Kuszeja mają ten sam temat: seks księdza z dzieckiem. Ma to być – jak twierdzi – głos sprzeciwu wobec pedofilii w Kościele katolickim. Artysta prosił o uniewinnienie, gdyż – jak mówił – podejmuje ważne kwestie społeczne. Sam siebie kwalifikuje więc do nurtu sztuki krytycznej. Do tej opinii przychylili się biegli i sąd. Intencją malarza nie było propagowanie czy pokazywanie pedofilii, lecz napiętnowanie tego zjawiska.

Nie ulega wątpliwości, iż napiętnowanie pedofilii – nie tylko zresztą w Kościele – jest rzeczą ważną i konieczną. Nikt chyba nie ma wątpliwości co do obrzydliwości takiego postępowania i co do konieczności jego zwalczania. Kuszej twierdzi, iż użył środków adekwatnych do problemu i współczesnej wrazliwości. Czy rzeczywiście?

Bardzo pouczający jest wywiad, którego Kuszej udzielił Romanowi Pawłowskiemu z „Gazety Wyborczej” (05.11.2010 r.). Według artysty słowa sprzeciwu dzisiaj nie wystarczą, dopiero obraz wywołuje wstrząs, ale też nie każdy obraz. „Mógłbym namalować obraz zatytułowany »Zły dotyk«, na którym w kącie stałoby dziecko ze spuszczoną głową. Ale w dzisiejszych czasach taki wizerunek na nikim nie zrobiłby wrażenia. Aby zainteresować widza, ekspresja musi iść dalej”. Na obrazach Kuszeja (mówię o tych, które dostępne są w sieci) rzeczywiście ekspresja idzie dalej. Kuszej mówi wprost, pokazuje nagie dzieci w trakcie stosunku, nie powstrzymując się przed ukazywaniem ich genitaliów. Obrazy są opatrzone podpisami, na których są inicjały księdza, miejsca zdarzenia.

Pawłowski zarzuca Kuszejowi, że to nie sztuka krytyczna, lecz afirmatywna, gdyż dzieci na obrazach artysty są zadowolone, uśmiechnięte, wbrew temu, co mówią psychologowie, że to doświadczenie traumatyczne, które być może będzie trwało całe życie. Kuszej odpowiada, że rzeczywiście nie wie, jak wygląda twarz dziecka w chwili gwałtu, ale jako artysta ma prawo do przerysowania i przetworzenia rzeczywistości w celu uzyskania większej ekspresji. Pawłowski udowadnia mu przekłamania. W czterech przypadkach chodziło chłopców, a nie o dziewczynki. Tam, gdzie problem dotyczył współżycia z nieletnim, Kuszej namalował niemowlę. „Jako artysta daję sobie prawo do przerysowań, a nawet przekłamań, w celu uzyskania większej ekspresji” – znów odpiera Kuszej.

Kilka elementów jest naprawdę zastanawiających. Artyście – jak widać – nie wystarczał jeden obraz, w którym dałby wyraz swoim przekonaniom i słusznemu protestowi. Trzeba ich było co najmniej dwadzieścia. Co więcej, Kuszej wystawił swoje obrazy na sprzedaż, gdyż „Każdy artysta maluje obrazy z myślą, że ktoś je kupi. Materiały, których używa się do malowania, są drogie, artyści nie należą do ludzi majętnych, trzeba sprzedać choćby część obrazów, aby pokryć koszty ich namalowania”. W ten sposób sztuka krytyczna staje się sztuką komercyjną. Znamienne jest to, iż obrazy Kuszeja są w kolekcji Jerzego Urbana. Inny obraz – ofiarowany znajomemu malarza – pod wpływem rodziny zawędrował do piwnicy. Seks i religia to temat nienowy w malarstwie Kuszeja. Na wystawę, która się nie odbyła, przygotował obraz Matki Bożej w pozycji seksualnej. Inny cykl łączył wizerunki świętych katolickich ze scenami seksualnymi. Jest tam między innymi praca przedstawiająca obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, przed którym onanizuje się mężczyzna. Nie jestem psychologiem, ale wszystko to wskazuje na jakąś trwałą seksualno-religijną fiksację autora.

Wesprzyj Więź

Na koniec dwa zdania o tzw. sztuce krytycznej. Na swoim blogu Izabela Kowalczyk pisała przy okazji wystawy „Irreligia”: „To wadzenie się z Bogiem, dotykanie spraw ducha, wartości i świętości z jednej strony, a systemu religijnego jako systemu władzy – z drugiej, zmusza nas do zastanawiania się nad wartościami, nad ich znaczeniem w życiu współczesnego społeczeństwa. Jednak to, co najważniejsze w tej sztuce nie ma swego przełożenia w odbiorze (czy może raczej kreacji tego odbioru przez media)”. No właśnie – czyż nie jest zastanawiający ów brak „przełożenia w odbiorze”? Komentarza pod informacją o uniewinniającym wyroku są podzielone, ale dominuje ton sceptyczny wobec wyroku. Dlaczego większość dostzrega jednak w obrazach Kuszeja ton propagandowy, a nie krytyczny?

I jeszcze jeden głos, tym razem krytyka Jana Michalskiego, który na łamach „Znaku” (2001/4) tak pisał po wystawie w „Zachęcie”, gdzie pokazano słynne dzieło Maurizio Cattelano ukazujące papieża przygniecionego meteorytem: „okres prosperity tzw. sztuki krytycznej najwyraźniej się kończy. Artyści profanujący symbole mają przeciwko sobie publiczność, która nie chce ich wyrobów oglądać i jasno to artykułuje. Można się z tym zgadzać lub nie, ale nie można tego nie zauważyć. […] adepci sztuki krytycznej, korzystający z koniunktur transformacji lat 90. i między innymi dzięki dotacjom państwowym lekceważący sobie publiczność, wyglądają już dziś na mastodontów”.

Muszę przyznać, że moja wrażliwość na sztukę krytyczną tępieje. Kuszej mówi, że warto było namalować te obrazy, gdyby dzięki temu udało się uchronić nawet tylko jedno dziecko. Cel nie uświęca środków. Nie wiem, czy udało się to dzięki tej twórczości (która zresztą jest według mnie artystycznie kiepska, to dosłowna publicystyka, a nie sztuka posługująca się metaforą) zmienić. Przy okazji tego procesu nikt nie rozmawia o samej pedofilii, lecz jedynie o tym, jakie są granice wolności artystycznej. Z doniesień prasowych wynika, że sąd przypomniał, iż artysta musi mieć jednak świadomość, że wolność sztuki nie ma charakteru absolutnego. Szkoda tylko, że to się ma nijak do wyroku.

Podziel się

Wiadomość