Czemu się zgodziłem na przyjazd do Dębna? Czego się po tym spodziewam
Jedziemy przez równinę, Monika cały czas o coś pyta. W końcu mówi, że za dziesięć minut będziemy we wsi i że czasu mamy mało, bo w gimnazjum wszystko przygotowane jest do spotkania i nie wypada się spóźnić. Po kilku kilometrach tablica pokazuje kierunek do Grodziska Dolnego, to stacja kolejowa, z której w towarowych wagonach wywożono Dubno na wschód.
Czytałem wiersz o Ewie Machno i Anastazji Zeń, które w 1913 roku z Dubna jechały do Ameryki, jakbym chciał związać swoją obecność tu i teraz nie tylko poprzez przypadek, ale i przez słowo. W wielkiej sali gimnazjum siedzieli starzy mieszkańcy Dubna, Polacy, którzy osiedlili się tutaj po deportacji Ukraińców. Wszyscy przesiedleni spod Żółkwi i Lwowa. Wszyscy między osiemdziesiątym a dziewięćdziesiątym rokiem życia, wszyscy dobrze mówią po ukraińsku, znają ukraińskie pieśni, narzekają na te zdarzenia, wszyscy wiedzą, kto winien. Druga połowa sali to nastolatki – ich wnuki i prawnuki – oni już urodzili się w Dębnie i nie wiem, czy wiedzą, że kościół to dawna cerkiew, dom nauczycieli to dawna ukraińska szkoła, a porosły zieloną trawą sad naprzeciw kościoła to miejsce, które kiedyś należało do mojego dziadka Jurka Machny.
Jak się porozumiemy?
Następnego dnia Monika wiezie mnie tam, gdzie kiedyś stał dom mojego dziadka Jurka Machny, w którym urodził się mój ojciec, jego brat i siostry. Starzy mieszkańcy Dubna dokładnie wskazali to miejsce naprzeciwko cerkwi i ukraińskiego cmentarza. Domu dawno nie ma, Monika mówi, że spłonął w latach 60., podobno podpaliły go bawiące się zapałkami dzieci, a drewniana konstrukcja łatwo się zajęła i obróciła w popiół. Dzisiaj w tym miejscu stoi czyjś murowany z cegły dom, zbudowany dalej od drogi; ten Machnów był bliżej gościńca.
Stałem na skrzyżowaniu i próbowałem sobie wyobrazić tamten dom, tamto życie, gospodarstwo, małe dzieci, biegające po obejściu, mojego dziadka Jurka i babkę Katerynę, których nigdy nie widziałem, bo poumierali długo przed moim narodzeniem, a odeszli z tego świata już jako przesiedleńcy.
Dotknąłem starego i popękanego pnia dębu, który stoi przy wejściu na ukraiński cmentarz, i gdyby był mniejszy w obwodzie, to bym go objął.
To jest fragment artykułu. Pełny tekst – w miesięczniku WIĘŹ nr 11-12/2012 (dostępny także jako e-book).