Pisane tuż po, opublikowane w „Przewodniku Katolickim”: Po raz kolejny po 11 listopada trzeba się wstydzić, że w stolicy wolnej Polski działy się w dniu Święta Niepodległości rzeczy skandaliczne. I po raz kolejny można zobaczyć, że ten wstyd nie jest wcale przeciwny dumie z bycia Polakiem.
Polska bez… Polaków
Nie mam zamiaru analizować, kto kogo zaprosił, kto zaczął, kto prowokował, kto manipulował, kto więcej zawinił, kto był bardziej agresywny: uczestnicy Marszu Niepodległości czy Kolorowej Rzeczpospolitej… Widzę w internecie i w prasie, że organizatorzy obu imprez wraz z zaprzyjaźnionymi dziennikarzami i publicystami usiłują obecnie przekonywać opinię publiczną, że „to nie my, lecz tamci!”.
A ja się po prostu wstydzę, że ponownie 11 listopada okazało się, że najważniejszym wydarzeniem na ulicach Warszawy były zamieszki, agresywne awantury i bójki.
Cóż to za rozumienie polskości, gdy się kogoś z niej wyklucza? Jeszcze niedawno w kampanii wyborczej co i rusz natrafiałem na kandydatów lub na ich zwolenników, którzy bez żenady głosili hasła „Polska bez Tuska” albo „Polska bez Kaczyńskiego”. To by dopiero była wspaniała ojczyzna, gdyby z niej wykluczyć głównego wroga politycznego… Kłopot w tym, że byłaby to Polska dla (niektórych) Polaków, a bez innych Polaków.
Tu jest Polska
Wkurzają mnie okrzyki „Tu jest Polska” na prawicowych demonstracjach. Bo mają one znaczyć, że „tu” jest Polska prawdziwa, a wszelka inna jest jakoby nieprawdziwa. Wkurzają mnie lewicowi głosiciele tolerancji, którym przeszkadza, że w ogóle stoi w Warszawie pomnik Romana Dmowskiego, dla których każdy zwolennik nurtu narodowego to „naziol”.
11 listopada 2011 r. największe prawo do hasła „Tu jest Polska” mieli organizatorzy tych ciekawych imprez, które potrafiły w różnych miastach skupiać Polaków niezależnie od opcji politycznej wokół idei wspólnego świętowania czy zwłaszcza zainteresowania historią. Gdańszczanie potrafią organizować piękną Paradę Niepodległości. W Warszawie Muzeum Historii Polski (dopiero powstające) organizuje zaś ciekawe wydarzenia edukacyjne, m.in. gry i wystawy, pod hasłem „Przystanek Niepodległość”. Cóż z tego, skoro kilka przecznic dalej wolni i niepodlegli obywatele wybierają zamieszki?
I Westerplatte, i Jedwabne
Wstydzę się więc, że to wszystko było możliwe. Ale ten wstyd nie oznacza, że mi wstyd za Polskę. W licznych dyskusjach o przeszłości, zwłaszcza o winach naszych rodaków wobec innych narodów, przeciwstawiano często poczucie dumy z bycia Polakiem i wstydu za dokonane przez rodaków zbrodnie. Wstyd miał jakoby wykluczać dumę, a duma miała nie pozwalać na dostrzeżenie czynów haniebnych.
Mnie zawsze to przeciwstawienie wydawało się dziwne. Bo przecież i duma, i wstyd za współrodaków są pochodną tej samej postawy: głębokiej solidarności z tymi, którzy przed nami współtworzyli historię naszej ojczyzny. Dlatego w sporze historyków wspierałem postawę Pawła Machcewicza, wyrażoną w haśle „I Westerplatte, i Jedwabne”. Nie jedno przeciw drugiemu, lecz i jedno, i drugie powinno być częścią składową naszej świadomości zbiorowej.
To samo w mikroskali 11 listopada: i duma z polskiej wolności, i wstyd, że wciąż nie potrafimy jej świętować.
Komentarz zamieszczony w poznańskim „Przewodniku Katolickim” .