Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Jak nie bronić księdza Bonieckiego

Warto otwarcie i uczciwie powiedzieć, że w słusznej obronie ks. Adama Bonieckiego padło, niestety, kilka argumentów bardziej lub mniej niesłusznych, nietrafionych, stronniczych, a niekiedy wręcz bezsensownych. Poniżej ich, z konieczności krótki, przegląd. Ulegając im, wpadamy w ślepe uliczki, z których czasem trudno wybrnąć.

Apostazja. To nawet nie argument, lecz gest oburzenia. Skoro Kościół tak traktuje ks. Bonieckiego, to występuję z Kościoła. Tego typu głosy można było usłyszeć i od internautów, i od celebrytów. Trudno o większy nonsens niż występowanie z Kościoła w imię solidarności z księdzem, wiernym sługą Chrystusa, od lat kochającym Kościół na dobre i na złe…

Przestępstwo. Niektórzy sądzą, że uciszając Bonieckiego, marianie gwałcą konstytucyjną wolność słowa albo wręcz okazują skłonności totalitarne. A przecież tu nie o wolność wypowiedzi chodzi czy o pogwałcone prawa człowieka. Każda korporacja dużo bardziej gwałci swobodę swych członków niż księża marianie, a uznajemy to za dopuszczalne. Tu chodzi – jak pisałem w komentarzu „Złota zasada do lamusa” i jak pisał ks. Andrzej Draguła w komentarzu „O publicystyce i duchu sekciarstwa” – o skrajnie stronnicze zawężenie rozumienia katolickości. Wszak ks. Boniecki nie naruszył jedności katolickiej w niczym, co konieczne, więc i zakaz jest bezzasadny.

Wstyd za Kościół. Sam użyłem dość podobnej formuły, pisząc w pierwszym moim komentarzu: „Wstydzę się, że jest to możliwe w moim/naszym Kościele”. Jest jednak zasadnicza różnica między wstydzeniem się en bloc „za Kościół” a wstydzeniem się, że w moim/naszym Kościele możliwe jest podejmowanie tak istotnych decyzji wobec tak ważnej osoby publicznej w tak nieodpowiedzialny sposób i bez żadnego publicznego uzasadnienia.

Frakcyjność. Zauważalne jest, niestety, wykorzystywanie spontanicznego odruchu protestu do „marketingowego” umacniania swojej własnej, stronniczej tożsamości. Dla ks. Adama, o ile rozumiem, katolicyzm otwarty to nie jedno ze „stronnictw” w Kościele, lecz głęboka katolicka tożsamość połączona z ewangeliczną otwartością na innych. Nie jest więc obecnie właściwe tworzenie nalepkowej „frakcji Bonieckiego”. Potrzebne jest raczej upominanie się, że w samym sercu katolicyzmu musi być miejsce dla takich jak redaktor senior „TP”. Jego nie można wypchnąć na margines Kościoła.

Wesprzyj Więź

Bezbłędny Boniecki. Traktowanie ks. Adama jako nieomylnego posiadacza prawdy rozmija się z kolei z tym, jak on sam traktuje swoją publicystykę i aktywność publiczną. On chce zapraszać do refleksji, wskazywać kierunki myślenia, czasem wyrażać wątpliwości. Uznanie, że on zawsze ma rację, to traktowanie go jako „nieomylną wykładnię”. Chyba mu nieswojo w tym kostiumie.

Uciszyć Rydzyka! Takie słowa są zrozumiałe jako odruchowa reakcja, ale jako argument są nietrafione. Bo czy uciszenie Rydzyka usprawiedliwiałoby uciszenie Bonieckiego? Tu nie ma symetrii! A przede wszystkim – ja wcale nie chcę, żeby o. Rydzyk otrzymał zakaz wypowiadania się publicznie. Chciałbym natomiast, żeby stworzone przez niego media były bardziej katolickim (tzn. powszechnym), a mniej partyjnym głosem w naszych domach – żeby można było kontynuować dobre strony Radia Maryja, unikając jego wad.

Co powiedziawszy, podtrzymuję, że „bronię księdza Bonieckiego”, co oznacza: bronię powszechności naszego Kościoła.

Podziel się

Wiadomość