Jesień 2024, nr 3

Zamów

Estetyka diabła

Ktoś mi podsunął link do ostatniego wideoklipu Behemotha (brrr!). Zmusiłem się, by na ten klip popatrzeć. I zmusiłem się, by oglądnąć go do końca, choć było trudno. I nie dlatego, że mnie zgorszył, obraził czy poruszył swą bluźnierczą wizualnością. Przeciwnie – znudził mnie.

Wideoklip do Lucifera wykorzystuje chyba wszystkie możliwe ikoniczne nawiązania w obszarze tematycznym: szatan – opętanie – egzorcyzm. Na filmie aż gęsto od krzyży, krwi, świec, różańców, lewitacji, kielichów wypełnionych nie wiadomo czym, czerwonych oczu, ognia, piorunów, rogów i tym podobnych rekwizytów. Wszystko to już było. Nie tylko w wideoklipach tego zespołu, ale i innych zespołów nawiązujących do imaginarium satanistycznego. Wszystko to już było także w licznych produkcjach filmowych koncentrujących się na egzorcyzmach. Klip stylistycznie wpisuje się w amerykańskie produkcje klasy już nawet chyba nie „C”, a „D”. Film już ani nie tumani ani nie przestrasza, jedynie śmieszy. Tak, śmieszy. Jest bowiem szczytowym wytworem kiczu pseudoreligijnego.

Ikonografia satanistyczna przeżywa dzisiaj kryzys. Rekwizyty diabła wykorzystywane we współczesnych produkcjach odziedziczyliśmy po średniowieczu, ale w ich współczesnych interpretacjach niewiele już powagi i wymowy. Przemielone w popkulturowym tyglu, wykorzystywane w najróżniejszych konstelacjach, straciły pierwotną siłę i znaczenie. Skutecznie zostały też ośmieszone w horrorach i ich pastiszach. Kultura ludowa też musiał jakoś „ubrać” diabła: przydała mu rogi, co było oczywiste w kulturze rolniczej, gdzie niejednego chłopa byk rogami rozszarpał. Dała mu kopyta bądź racice i ogon, bo zdarzało się, że we wsi rodziło się czasami dziecko z przedłużoną nieco kością ogonową. Ot, ludowa wyobraźnia.

Wesprzyj Więź

Diabeł przedstawiony w wideoklipach typu Lucifer Behemotha nie ma nic wspólnego z diabłem. Albo raczej tyle, ile anielice z reklamy dezodorantu Axe z aniołami. Wszystko to wytwory (pop)kulturowe, które – owszem – wzięły się z wiary, ale dawno już ją porzuciły, żyjąc niezależnym życiem. Wierzyć w coś takiego byłoby dowodem religijnego infantylizmu.

Prawdziwy diabeł mieszka gdzie indziej. Nie rozpoznaje się go po pianie toczącej się z ust, ale po nienawiści ludzkich pragnień, myśli, słów i czynów. Nie zwiastuje go mefistofeliczny chichot za ścianą ani grymas na twarzy, tym bardziej ten wymalowany przez panią wizażystkę. Jak mówi Biblia, to przecież „najprzebieglejszy ze wszystkich”. Trudno więc domniemywać, by tak się nagle beznadziejnie odkrył i opublikował.

Diabeł istnieje. Gadam z nim codziennie. Puka do moich drzwi. Nie ma rogów, kopyt, ogniem nie iskrzy. Kusi. Mówi: „Wpuść mnie, to ci pokażę”. Mówi, że to diamenty. A to tylko popioły. Czasami się pomylę.

Podziel się

Wiadomość