Jesień 2024, nr 3

Zamów

Siedem tez w kwestii modlitwy za Hitlera

Sobotnia „Gazeta Wyborcza” piórem pana Jarosława Dudycza wyraziła zaniepokojenie stanem „niepowszechności” polskiego Kościoła (znaczy: Kościoła w Polsce), a symptomem tej niepowszechności ma być odmowa ze strony kilku księży modlitwy „o spokój duszy Hitlera i jego nazistowskich wyznawców”. W związku z tym kilka tez.

1. Kościół – jak wiemy – modli się za „wszystkich wiernych zmarłych” i nie ma takich, o których Matka Kościół nie pamiętałaby. Hitler – jak przypuszczam – był (przynajmniej nominalnie) członkiem Kościoła katolickiego. Modlimy się więc za niego częściej, niż nam się zdaje.

2. Nie da się zupełnie zignorować słów św. Jana, który mówi: „Nie polecam, aby się modlono” (1J 5,16), gdy mówi o tych, którzy popełnili grzech, który sprowadza śmierć. Załóżmy jednak, że św. Jan mówił o modlitwie za żywych.

3. Istnieje ludzkie poczucie i potrzeba sprawiedliwości, których też zignorować się nie da. Nie jest ono tożsame z pragnieniem zemsty czy odwetu, ale – jak o tym przypomina BXVI w Spe salvi – „Bóg jest sprawiedliwością i zapewnia sprawiedliwość. To jest nam pociechą i nadzieją. Jednak w Jego sprawiedliwości zawiera się również łaska. Dowiadujemy się o tym, kierując wzrok ku Chrystusowi ukrzyżowanemu i zmartwychwstałemu. Obydwie – sprawiedliwość i łaska – muszą być widziane w ich właściwym wewnętrznym związku. Łaska nie przekreśla sprawiedliwości. Nie zmienia niesprawiedliwości w prawo. Nie jest gąbką, która wymazuje wszystko, tak że w końcu to, co robiło się na ziemi, miałoby w efekcie zawsze tę samą wartość. Przeciw takiemu rodzajowi nieba i łaski słusznie protestował na przykład Dostojewski w powieści Bracia Karamazow. Na uczcie wiekuistej złoczyńcy nie zasiądą ostatecznie przy stole obok ofiar, tak jakby nie było między nimi żadnej różnicy” (SS 44).

4. Teza, że odmowa modlitwy wynika z mesjańskiego rozumienia polskości, nie znajduje – moim zdaniem – uzasadnienia. To kwestia wiary, nie narodowości. Owszem, być może nam jest trudniej niż np. Kanadyjczykom, ale to tylko dlatego, że doznaliśmy jako naród większego zła.

Wesprzyj Więź

5. Nie mam oporu przed modlitwą za Hitlera (i jemu podobnych). Wydaje mi się jednak, że potrzebniejsza byłaby modlitwa za nas samych: za odrzucenie chęci zemsty, za wyleczenie się z nienawiści, za zaniechanie budzącej się co raz potrzeby odwetu. My wciąż jeszcze jesteśmy tutaj. On – tam. I Bóg sobie już z nim poradził. My z sobą jeszcze nie. W modlitwie „za” kogoś kryje się – niestety – często poczucie wyższości: oto my, dobrzy, będziemy się modlić za złych.

6. Bieganie od księdza do księdza z fikcyjną – bo na potrzeby dziennikarskie – prośbą jest jak prowokacja dziennikarska w konfesjonale. Napawa obrzydzeniem. Mnie przynajmniej.

7. Wierzymy, że wszystko podlega Bożemu miłosierdziu. I nazim. I głupota.

Podziel się

Wiadomość