W Antiochii też po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami. Dz 11, 26
Nawet nie oni sami tak się nazwali, lecz inni tak ich określili. Aby ich opisać, niezbędne było nowe określenie. Nie są poganami, ale też wbrew innym Żydom uznali, że Mesjasz już przyszedł. Kim więc są? Nie dało się ich opisać bez odniesienia do Tego, którego uznali za Mesjasza (po grecku: Christos). Stąd: Christianos – czyli wyznawca Chrystusa.
Pierwotnie określenia tego używano w sensie ironicznym. Nazwa „chrześcijanie” opisywała dziwną sektę, która uznała cieślę z Nazaretu za Pomazańca Bożego. Ironia zaginęła, nazwa pozostała.
Nas też nazywają chrześcijanami. Język polski zagubił jednak w słowie „chrześcijanin” bezpośrednie nawiązanie do Chrystusa – pozostał „chrzest”. A czy w moim byciu chrześcijaninem gdzieś nie gubi się Chrystus? Czy moje chrześcijaństwo jest nie do opisania bez Chrystusa?
Moje komentarze do sobotnich czytań biblijnych ukazują się co tydzień w „Gościu Niedzielnym” (zob. także tutaj).