Europejska Konwencja Praw Człowieka nie zobowiązuje żadnego państwa do objęcia par homoseksualnych prawem do zawarcia małżeństwa.
Osoby pozostające w zalegalizowanych związkach homoseksualnych mają prawo do takich samych zwolnień podatkowych jak małżonkowie heteroseksualni – orzekł przed kilkoma dniami Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Orzeczenie to nie dotyczy jednak Polski – jest tylko konsekwencją stanu prawnego w niektórych krajach europejskich.
Warto najpierw uporządkować fakty. Prawna definicja małżeństwa, odróżnienie go od związków partnerskich, a zwłaszcza prawny status związków homoseksualnych – to kwestie wywołujące gorące dyskusje w ciągu ostatniego ćwierćwiecza.
Szybkie zmiany
Wcześniej takich pytań nie stawiano, choć zawsze w ludzkiej kulturze istniały i związki nieformalne, i homoseksualne. Za oczywiste uznawano bowiem – i nie trzeba było tego udowadniać – że małżeństwo to trwały związek kobiety i mężczyzny, i inaczej być nie może. Małżeństwo miało zatem swoje przywileje – prawne, ekonomiczne, kulturowe – a gdy ktoś nie chciał z nich korzystać, żył w konkubinacie. Tak żył, bo tak wybierał.
Sytuacja jednak się zmieniła i to bardzo szybko. Szwecja jako pierwsza nadała w 1987 r. prawny status konkubinatom, niezależnie od płci partnerów. Później Duńczycy w 1989 r. „zalegalizowali” homoseksualne związki partnerskie. W ślad za nimi poszły niektóre kraje europejskie. Uznane prawnie związki homoseksualne uzyskały tam wiele przywilejów analogicznych do małżeństwa.
Kolejnym krokiem była zmiana definicji małżeństwa. W awangardzie wystąpiła tym razem Holandia, umożliwiając zawieranie małżeństw przez osoby tej samej płci od 2001 r. Jej śladem niektóre inne kraje wyeliminowały z definicji małżeństwa jakiekolwiek odniesienia do płci małżonków.
Nie ma obowiązku
Państwa europejskie nie są jednak zobligowane do zgadzania się na małżeństwa homoseksualne – orzekł w czerwcu 2010 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka. Trybunał odrzucił wtedy skargę dwóch austriackich gejów, którym odmówiono w 2002 roku zgody na zawarcie związku małżeńskiego, argumentując, że małżeństwo jest możliwe tylko między kobietą a mężczyzną.
ETPCz orzekł, że Europejska Konwencja Praw Człowieka nie zobowiązuje żadnego państwa do objęcia par homoseksualnych prawem do zawarcia małżeństwa. Austriacy nie byli więc poddani żadnej dyskryminacji.
W tym właśnie duchu należy rozumieć majowe orzeczenie ETS. Może ono dotyczyć jedynie tych krajów, które w ten czy inny sposób nadały prawny status związkom homoseksualnym. Skoro ustawodawcy w tych krajach powiedzieli A, to muszą powiedzieć także B. Dlatego właśnie nie należy mówić tego A…
Róbmy swoje
Najważniejsze zaś to: skupiać się nie tyle na prawie (bo polska konstytucja daje tu poczucie bezpieczeństwa), ile na atrakcyjnym przedstawianiu naszej propozycji. Chrześcijańskie rozumienie małżeństwa wychodzi przecież naprzeciw najgłębszej ludzkiej tęsknocie: kochać to być z jednym człowiekiem na zawsze, przez całe życie. Taka wizja miłości – trwałej, wyłącznej, wielkiej, nierozerwalnej – wciąż pociąga wielu współczesnych.
To jest właśnie chrześcijańska wizja małżeństwa: propozycja przeżycia swego człowieczeństwa w radykalnej bliskości kobiety i mężczyzny. Nie jest to propozycja tylko dla katolików! Ale żeby trafić do innych, trzeba ją atrakcyjnie zaprezentować. Skoro oczywiste stało się nieoczywiste, to trzeba tę oczywistość pokazywać teraz w sposób nieoczywisty. Dlaczego nam się to tak słabo udaje?
Komentarz opublikowany w „Przewodniku Katolickim” 19 maja 2011 r.