Zima 2024, nr 4

Zamów

Jakie priorytety, taka wizja

Za niespełna pięć miesięcy Polska przejmie rotacyjną prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Jakie będą priorytety naszej prezydencji: praktyczne czy prestiżowe, sięgające tylko do budżetu czy także do wartości?

Z polską prezydencją nie należy wiązać przesadnych oczekiwań, gdyż traktat lizboński mocno ograniczył rolę kraju przewodniczącego Radzie UE. Niemniej jednak sposób sprawowania tej funkcji, a zwłaszcza wybór własnych priorytetów, wiele mówi o danym państwie. Można albo skupić się na udowadnianiu sprawności własnych urzędników, ekspertów i dyplomatów, albo także przypomnieć – sobie samym i całej Unii – że celem procesu integracji jest coś więcej niż skuteczna administracja i zarządzanie.

Lista za długa i za krótka

Prezydent Komorowski w styczniu zapewniał dyplomatów akredytowanych w Warszawie: „Jesteśmy zdeterminowani, by prezydencja Polski w UE była nie tylko sprawna, ale także znacząca”. Dobrze powiedziane, ale co to znaczy? Jeśli rzeczywiście polskie władze sądzą, że, jak mówił prezydent, prezydencja to szansa na „zainicjowanie wspólnych działań w duchu otwartości i solidarności” – to trzeba jeszcze intensywnie popracować nad dotychczasowymi propozycjami.

Na wstępnej rządowej liście polskich priorytetów znalazło się aż sześć pozycji: negocjacje unijnego budżetu na lata 2014-2020, polityka wschodnia UE, unijny rynek wewnętrzny, zewnętrzna polityka energetyczna UE, wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony, pełne wykorzystanie kapitału intelektualnego Europy.

Lista ta wydaje mi się, z jednej strony, za długa, a z drugiej – za krótka. Za długa, bo gdy priorytetów jest aż sześć, to gubią się wśród nich nawet te pragmatycznie najistotniejsze: kwestie budżetowe i rozkręcenie Partnerstwa Wschodniego. Za krótka, bo brakuje wśród tych propozycji zagadnień ze sfery wartości europejskich (w tym charakterze pojawiła się tam wzmianka o kapitale intelektualnym).

Nie ma Europy bez wolności (religijnej)

A może – w obliczu obecnej sytuacji na świecie – w czołowej trójce polskich priorytetów powinna się znaleźć kwestia zaangażowania Unii w obronę zasady wolności religijnej? Po ostatnich atakach i aktach dyskryminacji wobec chrześcijan w kilku państwach o większości muzułmańskiej ministrowie spraw zagranicznych krajów UE dyskutowali nad projektem deklaracji stającej w obronie prześladowanych. Deklaracji nie przyjęli, bo część krajów nie zgadzała się na jednoznaczne wymienienie chrześcijan jako ofiar.

Ważne jednak, że polski minister stanął w tej sprawie na wysokości zadania. „Nie ma co owijać w bawełnę i mówić o wszystkich religiach” – mówił Radosław Sikorski i zaproponował, by w unijnej służbie dyplomatycznej powstał departament zajmujący się monitorowaniem wolności religii. To ważna deklaracja, oznacza bowiem porzucenie przekonania, że stawanie w obronie chrześcijan to myślenie zaściankowe.

Wesprzyj Więź

Promując zasadę wolności religijnej jako jeden ze swoich (a zarazem europejskich) priorytetów, Polska mogłaby nie tylko pomóc prześladowanym, ale także przywołać najlepsze tradycje swobody i tolerancji w naszej ojczyźnie – i to w czasach, gdy nie były one normą na naszym kontynencie.

W kwestii priorytetów nie chodzi o romantyczne wymachiwanie szabelką. Całego świata przez te pół roku nie zmienimy, ale warto dać znaczący sygnał. Po prostu: jakie priorytety, taka wizja. Albo nam o coś w Unii chodzi, albo tylko chcemy w niej być.

Komentarz zamieszczony w poznańskim “Przewodniku Katolickim” (jeszcze przed obradami Komisji Wspólnej rządu i episkopatu).

Podziel się

Wiadomość