Zima 2024, nr 4

Zamów

Styl, którego zabraknie

Wielki ból w sercu. Śmierć abp. Józefa Życińskiego sprawia, że w polskim Kościele i w polskim życiu publicznym zabraknie ważnego głosu człowieka błyskotliwej inteligencji i głębokiej wiary. Zdjąłem właśnie z półki jego książki – mam w domu kilkanaście z kilkudziesięciu, jakie napisał.

Mam w ręku jego „Pisma z krainy UB-u” wydane w podziemnej „Krytyce” jeszcze w 1989 roku… I „Listy do Nikodema” pisane pierwotnie do „Tygodnika Powszechnego” w stanie wojennym, w nieustannej walce z cenzurą. I „Bruderszaft z Kainem”, w którym krytykował fraternizację dawnych opozycjonistów z dawnymi przywódcami PZPR. I wydane w Bibliotece WIĘZI jego „Pięć dialogów” z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim – o stosunku do komunizmu jako wyznaczniku integralnego pojmowania moralności. A wielu uznawało go za najbardziej skłonnego do rozmywania zła komunizmu…

Mam w ręku „Kamienie i kwiaty. Listy do biskupa”, jakie wydał jeszcze w Tarnowie w 1994 roku. Piękne świadectwo dialogu pasterza z ludźmi powierzonymi jego duchowej opiece. I znaczące, niezwykle szczere wyznanie: „biskupstwo uczyniło mnie bliższym dramatów i trosk konkretnych ludzi, którzy wcześniej stanowili domyślny, lecz bliżej nieokreślony element tła. Prowadząc wykłady i spiesząc po nich do domu, aby w zaciszu czterech ścian wpisywać do komputera fragment kolejnej książki, miałem przed laty znacznie mniej wyraziste niż obecnie wyobrażenie o konkretnych problemach wiernych z Limanowej, Nowego Sącza czy podmieleckiej Smoczki”. To nie był intelektualista bujający w obłokach. Jego gotowość do komentowania rzeczywistości wynikała z pragnienia bycia blisko konkretnych problemów ludzi, odczytywania znaków czasu i interpretowania ich w świetle Ewangelii.

Wesprzyj Więź

Mam w ręku znakomite „Orędzie biskupów polskich o potrzebie dialogu i tolerancji w warunkach budowy demokracji” z roku 1993. To on je pisał w imieniu polskiego episkopatu, współtworząc odrodzenie społecznego autorytetu Kościoła, mocno nadwerężonego w pierwszych latach po przełomie roku 1989. Później, niestety, jego pozycja w episkopacie osłabła. Większość braci w biskupstwie nie obdarzała go swoim zaufaniem w głosowaniu do organów wybieralnych Konferencji Episkopatu. Nie znalazł się w gronie delegatów na watykański Synod Biskupów w 2001 roku – pojechał tam na osobiste zaproszenie Jana Pawła II. Ale nie obrażał się na to, nie tworzył – wbrew medialnym przypuszczeniom – liberalnej frakcji episkopatu. Po prostu dalej robił to, co uważał za słuszne.

Mam w ręku jego „Drogę Krzyżową” – rozważania duchowe, pięknie ilustrowane obrazami Tadeusza Boruty. A wśród nich jego refleksja do stacji „Zdjęcie z krzyża”, jakże potrzebna dzisiaj, gdy po jego śmierci odczuwamy niepokój o przyszłość: „Przezwyciężenie lęku jawi się jako ważne zadanie dla wszystkich świadków Zmartwychwstania. […] W tym celu musimy oddalać się od strefy wpływów współczesnych czarnowidzów, wędrując w stronę duchowej Galilei”.

Duchowa Galilea – to ten jego specyficzny styl. Podśmiewano się z niego, że stale upominał się o „ewangeliczny styl”, którego nie powinno zabraknąć w „pejzażu polskiego chrześcijaństwa”. Dziś, gdy nie ma go już wśród żywych, uświadamiamy sobie, jak trudno będzie w tym pejzażu zastąpić jego niepowtarzalny styl.

Podziel się

Wiadomość