W potocznym rozumieniu pojednanie często kojarzone jest z przebaczeniem – tym specyficznym wydarzeniem bądź procesem, jaki zachodzi między ofiarami i oprawcami. Wielu chrześcijan powtarza codziennie słowa: „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Co mają na myśli, wypowiadając te zdania? Gdy mówimy „przebaczam“, chodzi zwykle o to, że przestajemy brać pod uwagę winy popełnione przez kogoś innego, że się nimi nie przejmujemy, że wyzbywamy się uczucia żalu, chęci zemsty czy odwetu. Niektórzy dodają, że chodzi w istocie o puszczenie w niepamięć dawnych niegodziwości, o ich zapomnienie. W takim ujęciu przebaczenie jest przede wszystkim gestem negatywnym: to rodzaj terapeutycznej techniki, polegającej na uwolnieniu się od zła przeszłości.
W ten sposób przebaczenie pojmuje również chrześcijaństwo. Jednakże w chrześcijaństwie przebaczenie oznacza też coś zgoła innego. Cytowana powyżej, przekazana nam przez Jezusa, modlitwa sugeruje przecież, że przebaczenie to naśladowanie samego Boga: przebaczamy tak jak Bóg i przebaczamy, bo Bóg nam przebaczył. Przebaczamy, mając nadzieję na ponowne spotkanie w – nie bójmy się tego słowa – miłości z tymi, którzy nam wyrządzili zło i którzy nas nienawidzą. Czy to po ludzku możliwe? Są tacy, którzy twierdzą, że tylko Bóg zdolny jest do pełnego, bezinteresownego przebaczenia; należał do nich, co ciekawe, również deklarujący się jako ateista Jacques Derrida.
Cały tekst w miesięczniku WIĘŹ nr 1/2011 (dostępny także w wersji elektronicznej jako e-book)