Cesarz siada na ołtarzu… Totalitaryzm u drzwi… Od tej chwili każde kazanie może być przedmiotem cenzury… Takie komentarze pojawiły się w niektórych środowiskach katolickich po decyzji ministra obrony narodowej o przeniesieniu ks. płk. Sławomira Żarskiego do rezerwy kadrowej. A dla mnie to bardzo ciekawa lekcja autonomii Kościoła i państwa. Być może w przyszłości będzie się o tym przypadku pisało w podręcznikach?
Ks. Żarski jako (tymczasowy) administrator diecezji polowej wygłosił w dniu Święta Niepodległości płomienne kazanie. Mówił, że w III Rzeczypospolitej wartość zastąpiono antywartościami, patriotyzm kosmopolityzmem, a uczciwość nieuczciwością. Po Mszy prezydent Bronisław Komorowski udzielił kaznodziei ostrej reprymendy – publicznie, bo w obecności wielu świadków. Nieco później minister Bogdan Klich zdecydował o przeniesieniu płk. Żarskiego do rezerwy kadrowej. Jako powód decyzji podano nie kontrowersyjne kazanie, lecz zakończenie kadencji na stanowisku wikariusza generalnego biskupa polowego. Ks. Żarski pozostał natomiast administratorem do czasu objęcia diecezji polowej przez nowego biskupa.
Część mediów spekulowała, że to po tym kazaniu prezydent oprotestował kandydaturę ks. Żarskiego na biskupa polowego. Jednak wedle „Rzeczpospolitej”, zazwyczaj dobrze poinformowanej w tego typu sprawach, decyzja o wyborze innego kandydata zapadła jeszcze przed 11 listopada. Tę hipotezę potwierdza brak ostrych komentarzy ze strony polskiego episkopatu.
Na całą kwestię warto zatem spojrzeć nie z punktu widzenia własnych przekonań politycznych, jak czynią to obrońcy ks. Żarskiego, lecz modelu relacji między państwem a Kościołem. Wedle polskiej konstytucji, model ten opiera się na zasadach autonomii i niezależności. Ich naruszeniem jest zatem komentowanie treści kazań przez przedstawicieli władz państwowych, zwłaszcza – jak w tym przypadku – jeszcze w budynku kościelnym.
Czym innym jest jednak korzystanie przez przedstawicieli państwa z przysługujących im uprawnień. Min. Klich miał prawo podjąć decyzję o losie podlegającego mu oficera po zakończeniu jego kadencji. Przecież w polskim ordynariacie polowym kapelani wojskowi noszą stopnie oficerskie. Na pierwszy rzut oka wydają się zresztą bardziej żołnierzami niż duchownymi, chodzą bowiem w mundurach, a o ich kapłaństwie przypomina jedynie koloratka i mały krzyżyk w klapie. Skoro jednak są oficerami, to podlegają także wojskowym przełożonym.
A może warto by to zorganizować inaczej? Czy stopnie oficerskie, mundury, wyczekiwane awanse i służbowa zależność są niezbędne kapelanom w ich pracy duszpasterskiej? Kościół powinien pełnić wobec władzy funkcję profetyczną. Jak wiadomo i ze Starego Testamentu, i z życia, nie udaje się to jednak prorokom dworskim. Aby naprawdę być prorokiem, trzeba niezależności od decydentów, nie można im podlegać.
Świeżo brzmią w tej atmosferze słowa nowego biskupa polowego: „Najpierw mundur duchownego, a potem, być może w jakichś okolicznościach, mundur wojskowego”. Bp Józef Guzdek jednoznacznie zapowiada koncentrację na głoszeniu Chrystusa. W swojej dotychczasowej aktywności bp Guzdek cechował się ewangeliczną otwartością, starał się być blisko nie tylko wielkich tego świata, lecz także osób z upośledzeniem umysłowym. Może zatem pojawi się w Polsce nowy styl duszpasterstwa wojskowego?
Komentarz zamieszczony w poznańskim „Przewodniku Katolickim” (www.przk.pl).