Zima 2024, nr 4

Zamów

Brońmy konstytucji!

Demonstracja zorganizowana 28 października przez Janusza Palikota pod budynkiem kurii warszawsko-praskiej zapewne szybko odejdzie w zapomnienie. Dziennikarzy było tam bowiem więcej niż uczestników. Właściwie można by machnąć ręką na manifestacyjne przybijanie do drewnianego krzyża tekstu polskiej konstytucji, jakoby w trosce o to – jak wyjaśniał Palikot – „żeby konstytucja nie została ukrzyżowana przez biskupów i razem z nią wszystkie wolności”…

Warto jednak nieco uważniej przyjrzeć się argumentom przedstawianym przez polityka z Lublina. To już bowiem kolejny raz pod hasłami obrony konstytucji organizowane są demonstracje odwołujące się do treści, których polska ustawa zasadnicza nie zawiera. Wcześniej, 10 sierpnia, tydzień po nieudanej akcji przeniesienia tzw. krzyża smoleńskiego sprzed Pałacu Prezydenckiego do kościoła św. Anny, na warszawskim placu Konstytucji odbył się wiec zorganizowany przez partie i środowiska lewicowe. Przedstawiano tę demonstrację jako działanie „w obronie konstytucji” oraz „świeckości państwa”. Jej uczestnicy podpisywali się pod „apelem do władz o respektowanie konstytucyjnej zasady rozdziału Kościoła od państwa”. Rzecznik SLD Tomasz Kalita wyjaśniał, że „organizując ten wiec, Sojusz chce przypomnieć rządzącym, że w ustawie zasadniczej jasno zapisany jest rozdział Kościoła od państwa”.

Sęk w tym, że obowiązująca konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej nie zna pojęć „rozdział Kościoła od państwa” ani „państwo świeckie”. Mowa jest w niej o bezstronności państwa „w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych” oraz o autonomii i niezależności państwa i Kościoła „każdego w swoim zakresie” (art. 25). Autonomia i niezależność to nie to samo co rozdział, a bezstronność państwa to nie to samo co świeckość. Nieprzypadkowo twórcy polskiej konstytucji użyli innych sformułowań, bo odsyłają one do innych modeli relacji Kościół-państwo. Zasadę „Kościół jest oddzielony od państwa” zawierała konstytucja z roku 1952. Nawet ona jednak nie używała określenia „państwo świeckie”.

Nie ma zatem wątpliwości: i Palikot, i SLD wcale nie bronią obowiązującej konstytucji, lecz domagają się świeckości rozumianej jako całkowita nieobecność religii w życiu publicznym. Sednem aktualnych poglądów Janusza Palikota wydają się słowa wygłoszone pod siedzibą abp. Hosera: „Niech biskupi opuszczą przestrzeń publiczną i przestaną pozbawiać nas prawa wyboru. […] Niech żyje wolna Polska, wolna także od Kościoła katolickiego”. Chodzi mu o to, aby religia całkowicie zniknęła ze sfery publicznej i „wróciła ponownie do kościoła”.

Wesprzyj Więź

I tu ponownie enfant terrible polskiej sceny politycznej rozmija się z konstytucją. Ta gwarantuje bowiem nie tylko indywidualny, lecz także publiczny charakter religii: „Wolność religii obejmuje wolność […] uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie, swojej religii” (art. 53). Wiara nie jest przecież sprawą prywatną, choć jest sprawą najgłębiej osobistą.

Chętnie przyłączam się zatem do obrony konstytucyjnych zasad relacji między państwem a Kościołem. O ironio – jest to ta właśnie konstytucja, przeciwko której protestowały w roku 1997 liczne środowiska katolickie. Dziwne bywają meandry historii.

Komentarz zamieszczony w najnowszym numerze “Przewodnika Katolickiego” (www.przk.pl).

Podziel się

Wiadomość