Od piątku będziemy mieli w Polsce nuncjusza Lepszego – tak można bowiem przełożyć na polski nazwisko abp. Celestino Migliore, który 10 września przyjeżdża do Warszawy, obejmując urząd, który przez ponad 20 lat piastował abp Józef Kowalczyk, obecny prymas Polski.
Nie żartując już, bo sprawa poważna – Ewa Czaczkowska spytała mnie o oczekiwania związane z nowym nuncjuszem. Krótko odpowiedziałem dla dzisiejszej „Rzeczpospolitej”, a tutaj to i owo uzupełniam.
1. Zadaniem abp. Migliore będzie z pewnością stworzenie nowego rodzaju relacji nuncjusz-episkopat. Dotychczasowy nuncjusz był uważany przez wielu członków episkopatu bardziej za kolegę. Pewne sprawy to ułatwiało, ale wiele też utrudniało – zwłaszcza gdy była niezbędna wyraźna interwencja „od góry”. Obecnie powstanie model bardziej klasyczny, gdy chodzi o watykańską dyplomację. Nuncjusz nie będzie rodakiem biskupów, a zatem łatwiej mu będzie interweniować w sprawach kryzysowych, jeśli okoliczności będą tego wymagały.
2. Jako osoba z zewnątrz nowy nuncjusz spojrzy chłodnym okiem na sytuację Kościoła w Polsce i w nowy sposób pomoże sformułować oczekiwania papieża wobec polskiego episkopatu. Będzie to można dostrzec, gdy polscy biskupi udadzą się do Watykanu z kolejną wizytą „ad limina apostolorum”. Przypuszczam, że – tak jak Jan Paweł II przy tej samej okazji w roku 1993 – Benedykt XVI przypomni polskim biskupom o tym, że Kościół nie może utożsamiać się z żadną partią polityczną, a żadna partia nie może mienić się przedstawicielem Kościoła w życiu politycznym.
3. Nowy nuncjusz będzie zapewne zachęcał polskich biskupów do większej spójności w ramach konferencji episkopatu (obecny rozkład opinii w polskim episkopacie nie jest pluralizmem czy przejawem kolegialności, lecz bezładem). Przypuszczam, że dostrzeże też wyraźny brak wizji przyszłości Kościoła w Polsce i będzie mobilizował naszych biskupów do przygotowania wspólnej linii działania i duszpasterstwa.
4. Oczekuję także wypracowania nowych kryteriów selekcji kandydatów do biskupstwa. Dotychczasowe zasady okazały się zupełnie nieskuteczne. W wielu przypadkach sakra biskupia była kolejnym szczeblem kariery kościelnej. Niewielu jest obecnie w episkopacie ludzi o spojrzeniu szerokim, dostrzegających i las, i drzewa. Ciekawe zresztą, że abp Józef Kowalczyk jest w wyraźnej mniejszości w episkopacie, gdy chodzi o wizję roli Kościoła w życiu publicznym. To oznacza, że nie potrafił przedstawiać kandydatów na biskupów, którzy z jego wizją się utożsamiali.
5. W przeciwieństwie do Andrzeja Grajewskiego i Tomasza Terlikowskiego, wypowiadających się w „Rzeczpospolitej”, nie przewiduję, by nuncjusz miał wiele pracy w zakresie relacji Kościół-państwo. Nieuchronne spory w tej dziedzinie, moim zdaniem, będą dyskusjami wewnątrzpolskimi i nie przeniosą się na poziom dyplomacji międzynarodowej. Nie przewiduję zakwestionowania treści konkordatu – po prostu dlatego, że w nim nie ma co kwestionować. Opór lewicy przeciw konkordatowi sprzed kilkunastu lat był czysto ideologiczny, a nie merytoryczny. A gdy już konkordat wszedł w życie, pierwszą osobą, która zawarła ślub konkordatowy, był… lokalny warszawski radny SLD (kto nie wierzy, niech sobie wygugluje: „Piotr Guział, ślub konkordatowy”). Zmiany w praktyce relacji Kościół-państwo powinny raczej dotyczyć przywrócenia zasad modelu zapisanego w konstytucji i konkordacie, a nie odchodzenia od nich.