Dobre jest w Radiu Maryja to, co czyni je stacją chrześcijańską i katolicką. Minusy wynikają natomiast z tego, że jest to radio za mało chrześcijańskie, za mało katolickie, za mało papieskie (tekst z roku 2001).
Największy plus tego radia to wsparcie duchowe, jakie dzięki niemu otrzymują ludzie chorzy, zapomniani, samotni, zepchnięci na margines społeczeństwa zorientowanego na sukces. Wielu z nich słucha RM „na okrągło”, bo mają poczucie, że nareszcie ktoś naprawdę o nich pamięta. A są oni zapomniani i przez polityków, i często także przez Kościół hierarchiczny.
Wielka wartość RM to uczenie modlitwy (od niej naprawdę zależą losy świata!). Znam wiele osób, które – tracąc fizycznie lub duchowo siły do modlitwy, zwłaszcza w sytuacji choroby – mogą się modlić właśnie dzięki RM. W ten sposób autentycznie odbudowują wiarę i odzyskują równowagę duchową. Żadne inne gremium kościelne nie uczyniło tak wiele co RM na rzecz upowszechnienia modlitwy brewiarzowej wśród ludzi świeckich czy modlitwy wśród dzieci poprzez dziecięce kółka różańcowe.
Jestem pełen uznania dla RM za wierne towarzyszenie pielgrzymkom papieskim i transmitowanie nabożeństw z najodleglejszych zakątków świata.
Podziwiam skuteczność RM w tworzeniu dużego ruchu społecznego, w wyrywaniu ludzi z bierności i zniechęcenia. O. Tadeusz Rydzyk wykazał niezwykły talent mobilizowania ludzkiej aktywności. Niedawno jeden z działaczy Platformy Obywatelskiej stwierdził z przekąsem, że jedynie RM potrafi mówić o Unii Europejskiej w sposób ciekawy i atrakcyjny dla słuchaczy.
Jednakże tu właśnie zaczynają się nie tylko kłopoty, ale wręcz wielkie minusy tego radia, które stawiają pod znakiem zapytania również jego dobre strony – do tego stopnia, że chcąc unikać złych stron RM, a korzystać z dobrych, należałoby właściwie wyłączać radioodbiornik zaraz po zakończeniu transmisji modlitwy…
Skuteczność RM i siła jego oddziaływania społecznego biorą się bowiem z poczucia krzywdy i autentycznych lęków, jakich doświadczają ludzie zagubieni wśród gwałtownie zmieniającego się świata. RM powinno łagodzić te lęki – zgodnie z biblijną zasadą, że „w miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk […] Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1 J 4, 18). Niestety, zamiast łagodzić lęki RM na nich właśnie opiera swą propagandową krucjatę przeciwko liberalizmowi, współczesności, Unii Europejskiej itd.
Uważam, że ludzie odpowiedzialni za Radio Maryja – czyli nie tylko jego twórcy, lecz także ich przełożeni – powinni wreszcie uświadomić sobie, że są osobiście odpowiedzialni za:
1) Tolerowanie języka nienawiści na antenie. Jest to rzecz absolutnie niedopuszczalna w stacji katolickiej. Niestety, często zdarza się, że gdy osoba telefonująca do radia wygłasza opinie pełne nienawiści wobec innych ludzi, prowadzący audycję ojciec redemptorysta nie reaguje, lecz kończy rozmowę słowami „Bóg zapłać!” albo „Szczęść Boże!”. Czy można mówić „Bóg zapłać!” w reakcji na słowa nienawiści? Jednocześnie, głosy antyklerykalne czy krytyczne wobec samego RM zawsze spotykają się na antenie z natychmiastową ripostą.
2) Ścisłe utożsamienie zaangażowania religijnego z konkretnym programem politycznym. Można to uznać za dopuszczalne w przypadku świeckich działaczy katolickich; RM jest jednak radiem prowadzonym przez zgromadzenie zakonne, a nie przez ugrupowanie polityczne. Poza tym zasada ponadpartyjności Kościoła i niewiązania go z jakąkolwiek opcją polityczną jest obecnie jasno głoszona zarówno przez papieża Jana Pawła II, jak i przez Episkopat Polski. Ponadto RM jednoznacznie wiąże się ze skrajnym programem politycznym, rezygnując z właściwego katolickiej nauce społecznej umiarkowania.
3) Nieuprawnione stawianie znaku równości Radio Maryja=Kościół. Np. gdy o. Rydzyk otrzymał wezwanie do prokuratury, Roman Giertych – wówczas felietonista RM, obecnie poseł Ligi Polskich Rodzin – porównywał tę sytuację do… aresztowania Prymasa Wyszyńskiego! Dzięki takim manipulacjom jakakolwiek krytyka Radia ma być odbierana jako równoznaczna z krytyką samego Kościoła, co stawia w dziwnym świetle choćby tych księży biskupów, którzy wypowiadają się o RM krytycznie. A przecież program RM w sferze społecznej i politycznej nie jest bynajmniej wyrazem doktryny katolickiej (choć tak właśnie jest prezentowany na falach radia), lecz wynika z przekonań politycznych dyrektora Radia.
4) Pogłębianie podziałów wewnątrz Kościoła katolickiego. Stałą praktyką RM jest dzielenie katolików na „swoich” i „obcych”. Zdarzają się w tej dziedzinie wręcz praktyki cenzorskie: przemilczanie pewnych osób, środowisk czy wydarzeń, a nawet pomijanie nazwisk osób „niewygodnych” przy relacjonowaniu wydarzeń. Uderzająca jest też niechęć redaktorów RM do udziału w dialogu mogącym zbliżyć różne nurty Kościoła (najczęściej zaproszenia kierowane do przedstawicieli RM pozostają bez odpowiedzi i do spotkań nie dochodzi).
5) Wybiórcze traktowanie nauczania papieskiego. Niestety, wspomniane na początku wierne towarzyszenie pielgrzymkom Jana Pawła II nie przekłada się na wierne propagowanie i realizowanie jego nauczania. Szczególnie uderzająca jest niechęć wobec ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego, które są obecnie istotnym i niezbędnym elementem misji Kościoła. Z Radia Maryja trudno było się dowiedzieć czegoś istotnego np. o rachunku sumienia Kościoła w roku Wielkiego Jubileuszu, o przełomowej wspólnej katolicko-luterańskiej Deklaracji o usprawiedliwieniu czy braterskim stosunku Papieża do Żydów i judaizmu. Papieska wizja Europy jest zaś prezentowana na falach RM w bardzo krzywym zwierciadle.
W sumie zatem: dobre jest w RM to, co czyni je stacją chrześcijańską i katolicką. Minusy wynikają natomiast z tego, że jest to radio za mało chrześcijańskie, za mało katolickie, za mało papieskie (choć czasami chce być dużo bardziej papieskie od papieża!).
Myślę wreszcie, że Radio Maryja jest za mało… maryjne. Styl patronującej radiu Dziewicy z Nazaretu był odmienny. Ona umiała głębiej słuchać, mądrzej stawiać pytania, było w Niej więcej pokory. Przyznawała, że nie wszystko jest w stanie zrozumieć. Nie wysuwała się na pierwszy plan. To prawda, wyśpiewała w „Magnificat” pochwałę Boga, który „strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych” (Łk 1, 52), lecz na nikogo nie wskazywała palcem.
Tekst artykułu opublikowanego 8 grudnia 2001 r. w “Gazecie Wyborczej”