Tomasz Węcławski: „Sieć. Wyprawa pierwsza. Pytanie o Jezusa”, Wydawnictwo Znak, Kraków 1997, s. 283.
Nieczęsto, przynajmniej w języku polskim, spotyka się książki teologiczne napisane w formie powieści. A taka właśnie jest „Sieć”, dzieło ks. Tomasza Węcławskiego, wybitnego polskiego teologa, członka Papieskiej Komisji Teologicznej, i już chociażby z tego powodu warto się nią zainteresować.
Powieść wyraźnie dzieli się na dwie części, które nie zostały jednak formalnie wyróżnione. Pierwsza zawiera się w rozdziałach od pierwszego do szóstego, druga – od siódmego do piętnastego. Wydarzenia rozgrywają się głównie w internecie, gdzie „spotykają się”: Karl, doktorant teologii, i Jan, student rozpoczynający jej zgłębianie; do nich przyłączają się inni dyskutanci. Od chwili, gdy Karl postanawia wprowadzić Jana w tajniki teologii fundamentalnej (dziedzina zajmująca się uzasadnieniem wiarygodności chrześcijaństwa), w książce pojawiają się dwie warstwy. Jedna obejmuje wydarzenia z życia bohaterów, druga przyjmuje kształt internetowego wykładu tej teologii. Wydaje się, że swoje poglądy ks. Węcławski wyraża polifonicznie – ustami wielu postaci, głównie Karla, Tomasza, Teofila i Zofii, które symbolizują odmienne tradycje teologiczne. Karl jest typem naukowca, uprawia teologię bardzo intelektualną, stawia odważne pytania. Tomasz opiera się głównie na oficjalnych dokumentach Kościoła i raczej unika „nowości”. Teofil reprezentuje bardzo uduchowioną teologię wschodnią, Zofia zaś – filozofię nie odrzucającą pytań o Boga. Autor zdaje się korzystać z wszystkich tych sposobów uprawiania teologii i ich dorobku, wydobywając z nich to, co najlepsze, i budując własną myśl teologiczną. Wynikiem takiego podejścia jest definicja teologii: .to taka ludzka rozmowa o Bogu, w której uczestniczy sam Bóg. Nie jest to zatem taka sama nauka jak inne, posługująca się takimi samymi metodami. Wymiar intelektualny łączy się w niej z indywidualnym i międzyosobowym, wręcz mistycznym, tak jak w myśli Węcławskiego racjonalna teologia zachodnia łączy się z mistyczną teologią wschodnią.
Co skłoniło Autora do wyboru powieściowej formy książki, skoro jest ona przeznaczona dla początkujących teologów i dla wszystkich, którzy chcieliby wiedzieć, czym się zajmują, a więc ludzi przyzwyczajonych do systematycznego wykładu i „ciężkiego” języka nauki? Jednym z powodów mogło być to, że tekst literacki umożliwia wyrażenie treści trudno przekazywalnych w pracy naukowej. Inną przyczyną mógł być, stwierdzany przez niektórych wykładowców, fakt niewystarczającego przygotowania wielu kandydatów do studiowania teologii. Spora ich część nie dysponuje solidną (właściwą) wiedzą religijną, filologiczną czy podstawami filozofii, a analiza świadectw maturalnych pokazuje, że nie są to „najlepsi z najlepszych”. Innym powodem napisania powieści teologicznej mogła być chęć bardziej atrakcyjnego przedstawienia swoich poglądów, gdyż Autor jest znany z „ciężkiego” stylu. Trzeba jednak stwierdzić, że mimo wszystko lektury „Sieci” nie ułatwia częsty tu żargon ściśle teologiczny i duża liczba wątków. Dlatego wydaje się, że książka ta będzie lekturą zbyt trudną dla osób bez wykształcenia teologicznego czy nawet dla początkujących teologów.
Z punktu widzenia obu tych grup istotny jest jednak poruszony w książce problem, o którym powiedzmy od razu tyle, że wstrząsnął podstawami wiary Zachodu, a dzisiaj jego wstrząsy coraz mocniej dają się odczuć w Polsce. Odczuwają je przede wszystkim studenci teologii, którzy stykają się z tym problemem już na początku studiów.
Mówiąc może aż nadto konkretnie, chodzi tu o problem zakresu stosowania metod naukowych wobec tekstu biblijnego i szukania jego podstaw historycznych. Najbardziej znana metoda historyczno-krytyczna, aprobowana i zalecana przez Nauczycielski Urząd Kościoła, analizuje tekst biblijny podobnie, jak to się robi w przypadku innych tekstów literackich. Ustala ona brzmienie tekstu, określa czas powstania, środowisko, autora, adresatów. Określa również jego rodzaj literacki, odtwarza etapy powstawania. Jednak takie badania prowadzą na przykład do stwierdzenia, że pewnych słów Jezus (tzw. Jezus historii) nie mógł wypowiedzieć w takiej formie, w jakiej są zapisane w Ewangeliach, że pewne wydarzenia ściśle historycznie albo wcale nie miały miejsca, albo przebiegały inaczej. To zaś wzbudza poważne wątpliwości, czy w ten sposób nie podważa się prawdziwości Pisma Świętego, uderzając tym samym w podstawy naszej wiary. Kontrowersyjne jest odróżnianie – jak to się mówi w biblistyce – „Jezusa historii”, czyli takiego, który rzeczywiście istniał, od „Chrystusa wiary”, opisanego w Ewangeliach, ale już oczami wiary w Jego zmartwychwstanie. Prowadzi to bowiem – na przykład – do postawienia pytania, czy Jezus rzeczywiście za życia sugerował, że jest Bogiem, czy też wypowiedzi tego typu zostały mu dopiero przypisane przez uczniów. Przyjęcie drugiej ewentualności może prowadzić do wniosku, że tak naprawdę Jezus nie musiał uważać się za Boga, a stąd już tylko krok do stwierdzenia, że wcale Nim nie był. Dzieje współczesnej teologii na Zachodzie dowodzą, że groźba taka nie jest tylko czczym wymysłem.
Dla wielu osób tego rodzaju naukowo-historyczne podejście do Biblii jest nie do przyjęcia. Dlatego, pragnąc powrotu do żywego słowa Bożego, uznają, że tylko literalne jej odczytywanie (fundamentalizm) może to umożliwić. Jeśli czytamy, że Jezus pości czterdzieści dni na pustyni, to znaczy, że tak właśnie było. Jeżeli czytamy, że Jezus ucisza burzę, to ją uciszył, itd. Tego rodzaju myślenie pojawia się nie tylko w sektach, ale również u studentów teologii, chociaż w złagodzonej formie. Jak bowiem zauważa ks. Henryk Seweryniak, niektórzy z nich na zajęciach z teologii poszukują „twardego jądra wiary”, co czasami prowadzi do negacji wszelkich prób „metodologicznego wątpienia” i braku głębszego zainteresowania kontekstem kulturowym.1 Jakaś ich część oczekuje przede wszystkim prostego przekazu wiary i dlatego sprzeciwiają się – np. podczas wykładów – badaniom, które ją problematyzują, a w oczach studentów prowadzą prostą drogą do jej kwestionowania.
Autor „Sieci” ustawia się pomiędzy dwoma biegunami: między traktowaniem Ewangelii jako kroniki historycznej i całkowitym kwestionowaniem jej oparcia na „fundamencie historycznym”. Stara się pokazać, że możliwe jest stanowisko pośrednie. Polega ono na zrozumieniu, że Ewangelie przekazują przede wszystkim to, co jest istotne dla wiary, ale opierając się – w sposób charakterystyczny dla środowiska, w którym powstały – na historii. Nie ma więc alternatywy jedynie pomiędzy ich przyjmowaniem dosłownym i kwestionowaniem ich wartości historycznej. Zrozumienie tego jest szczególnie ważne wobec fenomenu powstających grup religijnych, które chciałyby traktować Ewangelie jak pisma podyktowane przez Ducha Świętego. Węcławski zdaje się sugerować, że to właśnie z ich strony, nie zaś ze strony metod naukowej analizy tekstu biblijnego, płynie dzisiaj największe zagrożenie dla wiary. W powieści tylko fundamentalistyczna sekta „Dzieci światłości” prowadzi walkę z „klubem dyskusyjnym” Karla. Chociaż Węcławski dostrzega niebezpieczeństwa bezkrytycznego stosowania metod naukowych, to jednak nie wprowadza do swojej powieści jakichś konkretnych reprezentantów takiego podejścia. U niektórych przedstawicieli metody historyczno-krytycznej dostrzega skłonność do nieliczenia się z odczuciami ludzi, do których adresowane mają być jej wyniki. Stąd proponuje drogę pośrednią pomiędzy skłonnością do naukowego rozwiązywania każdego problemu i niezauważania żadnych trudności czy też przyjmowania za prawdziwe tylko tego, co oczywiste. Trzeba dostrzec bogactwo treści Ewangelii i istnienie tajemnicy, którą oba te stanowiska niwelują. Próbę ukazania tej drogi trzeba uznać za jedną z największych wartości tej książki. Pokazuje ona bowiem, że stawianie pytań wcale nie musi prowadzić do podważenia wiary, ale może stanowić impuls do głębszego jej zrozumienia. Tymczasem unikanie wszelkiego „metodologicznego wątpienia” nie tylko nie jest świadectwem wiary głębokiej, ale nadto uniemożliwia przeciwstawienie się ludziom, którzy stawiają pytania z pozycji nieprzychylnych chrześcijaństwu. Może ono również prowadzić do fundamentalizmu religijnego. Zrozumienie tego wydaje się szczególnie ważne dla młodych teologów, więc nic dziwnego, że Węcławski kładzie nacisk na ten problem.
Nadto trzeba pamiętać, że badania historyczno-literackie wcale nie zmuszają do natychmiastowego wyciągania wniosków teologicznych, a hipotezy sformułowane na ich podstawie nie są rozstrzygające dla wiary. Należy od nich oczekiwać, że przyniosą wnioski natury historycznej czy literackiej, nie zaś teologicznej. Hipotezy dotyczące sensu badanego tekstu są tylko pomocą w zrozumieniu całego sensu tekstu biblijnego. Wiedza o początkach chrześcijaństwa, historycznym Jezusie, powstaniu Ewangelii nie ma bezpośrednich konsekwencji dla wiary. Jednak wiara ma swoją historię i bez niej staje się niezrozumiała, wprost niemożliwa. Do historii wiary należy Jezus-człowiek, którego można poznać, odczytując Ewangelie jako źródła historyczne. Nie może naprawdę wierzyć w Niego ktoś, kto nie chce wiedzieć, kim On był jako człowiek. I w tym sensie wiedza historyczna pełni w wierze istotne znaczenie.
Analizowana w całej książce droga pośrednia pomiędzy Scyllą bezkrytycznych badań naukowych i Charybdą fundamentalizmu religijnego nie zmusza do zaniechania stawiania pytań o historyczne podstawy Biblii i jednocześnie nie podważa samej wiary. Książka adresowana jest do ludzi, którzy zajmują się teologią. Powstaje więc pytanie, czy zdoła ich przekonać do wyboru tej drogi. Sądzę, że argumenty Autora nie przemówią do ludzi o skrajnych poglądach, zamkniętych na wszelką argumentację. Natomiast mogą okazać się skuteczne w przypadku tych, którzy się wahają, mają wątpliwości. Taka właśnie postawa często charakteryzuje młodych teologów. Krytyczne podejście do Biblii może problematyzuje wiarę, ale też – stosowane we właściwych granicach – wzbogaca ją i nasze rozumienie Ewangelii.
Istotne znaczenie w zrozumieniu książki Węcławskiego pełni tytułowe słowo „Sieć”. Słowo to można rozumieć przynajmniej na dwa sposoby: siecią jest sam internet (ang. web – „sieć”), ale sieć to – metaforycznie – również splot ludzkich losów i wydarzeń historycznych. Znamienne jest to, że Autor istotną część akcji swojej powieści umieścił właśnie w internecie. W ten sposób pokazuje możliwość wykorzystania go dla celów ewangelizacyjnych. Sieć ułatwia także kontakty między ludźmi oddzielonymi setkami kilometrów, pochodzącymi z różnych kultur. Obok licznych zagrożeń stwarza to też ogromne możliwości. Przede wszystkim ludzie poprzez internet mogą zbliżyć się do siebie, wymienić problemy i myśli, w jakiejś mierze poczuć bliskość. Z miejsca przed ekranem uczestniczą czasem w wydarzeniach rozgrywających się gdzieś daleko, odpowiadają na wezwania kogoś zza oceanu.
Dla Węcławskiego również historia jawi się jako wielka sieć. Nic z tego, co kiedyś stało się gdziekolwiek i w kimkolwiek z nas, nic z tego, co dzieje się teraz, i nic z tego, co jeszcze ma się stać, nie istnieje zupełnie poza nami i bez nas. Jest to piękna wizja historii i wzajemnych związków pomiędzy poszczególnymi ludzkimi pokoleniami. W tej sieci splatają się dzieje zbawienia, historia świecka i biografie poszczególnych ludzi. W ten sposób historia zostaje zintegrowana wbrew niemal powszechnie przyjętemu zwyczajowi dzielenia jej na religijną i świecką. Żaden człowiek i jego czyn nie przemijają bezpowrotnie, lecz trwają w sieci i jakoś dają się uchwycić przez innych ludzi. Wszystko, co kiedykolwiek się wydarzyło, zbiega się w każdym człowieku i dlatego może on nawiązywać kontakt z przeszłymi i przyszłymi pokoleniami.
Z tego wynika przekonanie Autora, że – wracając do problemu „Jezus historii a Chrystus wiary” – sama rekonstrukcja czystych faktów historycznych jest niewystarczająca. Życie Jezusa bowiem nie zamyka się w swoim historycznym czasie, ale trwa w każdym ludzkim pokoleniu. Dopiero teraz wyraźniej widać specyfikę pośredniego stanowiska ks. Węcławskiego w odniesieniu do rozważanego wcześniej problemu. Węcławski szuka innych możliwości dotarcia do Jezusa. To, co proponuje, wykracza poza dziedzinę ściśle naukową, i trzeba to traktować jako metaforę, pamiętając jednak, że bohaterowie powieści rzeczywiście znajdowali się w „historycznej” sieci. Aby móc uchwycić pełnię życia Jezusa, trzeba znaleźć się w niej i pozwolić, by ona znalazła się w nas, czyli odczuwać żywy związek z przeszłymi pokoleniami i wydarzeniami. Historia jest rzeczywistością na wskroś ludzką i ciągle żywą, nie zaś zbiorem dawno przebrzmiałych wydarzeń. Dzięki temu każdy ma do niej dostęp i może odkryć rzeczy, które nie są dostępne dla badacza suchych faktów. Przy takim podejściu także Jezus i Jego czasy nie są rzeczywistością martwą, zatopioną w przeszłości, ale mogą być odczuwane jako „świat” nam bliski. Historia wzbogaca naszą wiarę.
„Sieć” to próba ustrzeżenia polskiej wiary przed skutkami wstrząsów, jakie nawiedziły wiarę Zachodu wraz z pojawieniem się na arenie teologii (wszech)krytycznych metod badania Pisma Świętego. Literackie ujęcie problemu przez teologa – nowość na naszym rynku – miało ułatwić zrozumienie zawiłych meandrów całej sprawy. Problem w tym, że książka jest jednak trudna, przynajmniej dla początkujących adeptów teologii, a przecież właśnie do nich przede wszystkim jest adresowana. Zachęcając wszystkich do podjęcia trudu zgłębiania myśli Autora, należy mieć nadzieję, że kolejne tomy „Sieci”, które zapowiada podtytuł i treść powieści, będą napisane bardziej jasno i przystępnie. Sprawa losów wiary jest zbyt poważna, aby nie żywić takiej nadziei.
Robert M. Rynkowski