Jesień 2024, nr 3

Zamów

Wyrok na Pawła M. ma przełomowe znaczenie – mówi osoba przez niego skrzywdzona

Rekolekcje klasztorne wrocławskich dominikanów, 2018. Fot. Dominikanie we Wrocławiu

Chętnie bym kiedyś stanęła przed biskupami na obradach episkopatu, żeby o tym opowiedzieć. Ale czy ich to w ogóle interesuje? – mówi Weronika, jedna z osób wykorzystanych przez dominikanina Pawła M.

Imię rozmówczyni jest zmienione. Pod tym samym imieniem występowała w reportażu „Dominikańska recydywa” Pauliny Guzik.

Zbigniew Nosowski: 2 marca 2021 r. zgłosiłaś w prokuraturze zawiadomienie o przestępstwie popełnionym przez dominikanina Pawła M. Uczyniłaś to wraz z siostrą Małgorzatą – wykorzystaną przez niego w klasztorze o wiele lat później niż Ty i Twoje koleżanki we wrocławskim duszpasterstwie akademickim, ale wedle tego samego schematu psychomanipulacji i duchowego uwodzenia. Czym jest dla Ciebie prawomocny wyrok sądu uznający Pawła M. za winnego?

Weronika: Przyjmuję go z ulgą i uważam, że ma przełomowe znaczenie. Dobrze, że wreszcie jest, a przede wszystkim, że jest to wyrok prawomocny. To bardzo potrzebny akt ludzkiej sprawiedliwości. Nie będę już musiała – jak do tej pory – czekać tylko na akt sprawiedliwości Boskiej.

Paweł M. dostał trzy lata więzienia. Czy z Twojej perspektywy wyrok jest wystarczający?

– Dla mnie najważniejsze, że jest ostateczny. Znika niepewność związana z długotrwałymi procedurami sądowymi. Co do wysokości wymiaru kary każda osoba może mieć odmienne przekonanie. Dla jednych to będzie zdecydowanie za mało, dla innych stanowczo za dużo.

A przecież tego zupełnie nie da się wymierzyć! Nie ma takiej kary, która byłaby odpowiednia do naszego cierpienia i naszych krzywd.

Zresztą pamiętajmy, że wyrok dotyczy wyłącznie przestępstw popełnionych wobec siostry Małgorzaty, w tym dwóch gwałtów. Ten proces nie obejmował spraw z Wrocławia.

Czy nie masz więc poczucia, że Twoje zgłoszenie się „zmarnowało”?

– Zdecydowanie nie. Moja krzywda została, zgodnie z prawem, uznana za przedawnioną, więc proces i wyrok jej nie obejmuje. Za długo nosiłam to w sobie, za późno zgłosiłam się do organów ścigania. Podobnie jest w przypadku wszystkich koleżanek z Wrocławia.

Nie ma takiej kary, która byłaby odpowiednia do naszego cierpienia i naszych krzywd

Weronika

Udostępnij tekst

Mimo to możemy mieć poczucie, że warto było ponownie odsłonić te rany – bo w końcu przynajmniej w przypadku krzywdy siostry Małgorzaty sprawiedliwości stało się zadość, i to w sądzie, a nie tylko w opinii publicznej. Choć ściśle rzecz biorąc, nie jest to wyrok w naszej sprawie, to pośrednio jak najbardziej nas on dotyczy. Uruchomione zostały też bardzo ważne procesy w Kościele, na którym nam tak bardzo zależy.

Chciałbym Ci najszczerzej podziękować za Twoją odważną decyzję o zgłoszeniu swej krzywdy do prokuratury. Dzięki temu mamy sądowy akt sprawiedliwości, który przywraca zaburzony ład w świecie. Więcej też wiemy o mechanizmach działania zła i o tym, jak się przed nim bronić.

– Owszem, to prawda, ale to zdecydowanie nie jest koniec sprawy. Zobacz choćby, ile czasu trwa w Watykanie postępowanie kanoniczne w sprawie Pawła M…

Ale z drugiej strony można powiedzieć, że podpisane zostały przez dominikanów ugody ze wszystkimi osobami pokrzywdzonymi, wypłacone zostały uzgodnione odszkodowania finansowe. A prowincjał o. Łukasz Wiśniewski zapewnia, że dominikanie pozostają w kontakcie z osobami skrzywdzonymi.

– To prawda, ale moim zdaniem wciąż dominikanie nie wyciągają wszystkich wniosków, na które czekamy. Nadal zadaniem do realizacji pozostaje tzw. zadośćuczynienie pozafinansowe, czyli liczne działania skierowane już nie tylko do nas jako bezpośrednich ofiar Pawła M., lecz do innych osób – w trosce o to, aby takie historie nie mogły się powtórzyć.

Przed ponad rokiem postanowiliśmy jako osoby skrzywdzone przez Pawła M. podpisać ugody z dominikanami dotyczące tylko zadośćuczynienia finansowego, żeby nie przedłużać i tak zbyt długo ciągnących się rozmów. Ale nam cały czas chodzi przede wszystkim o inne działania.

Jakiego rodzaju działania masz na myśli?

– Rozmawialiśmy o takich sprawach, jak edukacja i zmiana postaw samych dominikanów. O przygotowaniu filmów edukacyjnych i spotkań w klasztorach. O dopracowaniu systemu zgłaszania i rozpatrywania nadużyć. O wdrażaniu rekomendacji z raportu komisji eksperckiej pod przewodnictwem Tomasza Terlikowskiego.

Ale także o przeprosinach, o ustaleniu zakresu odpowiedzialności poszczególnych dominikanów, którzy personalnie dopuścili się zaniechań, zaniedbań i rażących błędów w związku z działalnością Pawła M. i odpowiednim potraktowaniem osób pokrzywdzonych. Wreszcie o wyciągnięciu konsekwencji personalnych i zadośćuczynieniu ze strony tych osób, które powinny to uczynić.

Wiem, że we wszystkich tych sprawach dominikanie gorąco dyskutowali wewnętrznie. Trudno mi powiedzieć, czy doszli do jakichś konkretnych wniosków i podjęli działania w tym zakresie. Na pewno aktualne władze prowincji bardzo poważnie i odpowiedzialnie traktują nowe pojawiające się problemy z tej dziedziny. O innych podejmowanych działaniach nie wiem – ale też nie było to ostatnio tematem moich kontaktów z zakonem.

W sumie jestem wdzięczna dominikanom, z którymi mam kontakt, oraz władzom prowincji. Osobiście czuję się przez nich usłyszana. Mam do nich zaufanie i wierzę, że doprowadzą tę sprawę do końca, także w wymiarze zadośćuczynienia pozafinansowego. Oby udało się wreszcie, żeby wszyscy polscy dominikanie przeczytali raport komisji, zrozumieli go, przemyśleli i wyciągnęli wnioski.

Przemoc duchowa, psychiczna, fizyczna i seksualna ze strony Waszego duszpasterza we Wrocławiu była skierowana wobec osób dorosłych. Ta grupa pokrzywdzonych wciąż jest niedostrzegana w Kościele. Z mojego doświadczenia wynika, że absolutna większość kościelnych przełożonych uważa, że ludzie dorośli wiedzą, co robią, więc w takich przypadkach nie może być mowy o żadnej przemocy…

– Chętnie bym kiedyś stanęła przed biskupami na obradach episkopatu, żeby im o tym opowiedzieć. Ale czy ich to w ogóle interesuje? Czy uwierzyliby w to, co mam im do powiedzenia? Oni raczej nie słuchają osób pokrzywdzonych, nie rozmawiają z nami, poza nielicznymi wyjątkami.

A to przecież mój Kościół! Biskupi wciąż natomiast powtarzają, żeby każdy z nich zajmował się swoją diecezją i nie wtrącał się w sprawy drugiego. Ale ja wierzę w Kościół Chrystusowy, nie w Kościół diecezjalny!

Wesprzyj Więź

Papież Franciszek wprowadził do prawa kanonicznego kategorię bezbronnych dorosłych, ale to dopiero początek. Musimy dalej walczyć o to, aby było we wspólnocie Kościoła takie miejsce, jakaś instytucja, do której osoby skrzywdzone mogłyby przyjść i być wysłuchanymi – i która równocześnie miałaby kompetencje do występowania w ich imieniu.

Jako Inicjatywa „Zranieni w Kościele” proponowaliśmy przed trzema laty powołanie Rzecznika Praw Osób Skrzywdzonych w Kościele (najlepiej równolegle: świeckiej kobiety i świeckiego mężczyzny) jako – niezależnych od hierarchii kościelnej – instytucjonalnych gwarantów troski o osoby pokrzywdzone.

– To bardzo dobra inicjatywa. Wiemy oboje, że na razie nierealna. I że bardzo trudno tak to skonstruować, aby taki rzecznik był rzeczywiście niezależny. Ale nie traćmy nadziei. Skoro doczekaliśmy się prawomocnego wyroku na Pawła M., to i innych dobrych rzeczy możemy się doczekać.

Zranieni w Kościele
„Zranieni w Kościele” – telefon wsparcia dla osób dotkniętych przemocą seksualną

Przeczytaj też: Duchowa i psychiczna transgresja Pawła M.

Podziel się

1
1
Wiadomość

Nie byłabym pewna, że ugody zostały podpisane ze wszystkimi pokrzywdzonymi. Nie każdy odważy się o krzywdzie mówić, szczególnie np. zakonnice. I to jest groza tej historii, dominikanie nigdy nie będą wiedzieć ile osób skrzywdzono. Blizna pozostanie mimo leczenia.
Skrzywdzeni dorośli cierpią nie tylko przez krzywdę, ale i poczucie (wywoływane komentarzami), że nie podołali dorosłości. Dlatego się wstydzą. A przecież każdy dorosły bywa nieodporny na manipulację w jakimś momencie swojego życia.