Lato 2024, nr 2

Zamów

Edukacja zdrowotna wymaga poparcia ponad podziałami, a nie ideologicznej wojny

Uczniowie podczas lekcji wf na sali gimnastycznej, marzec 2013, Poznań. Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl

Nowy przedmiot na nic się zda, jeśli sport w szkole nadal będzie ukierunkowany na dominację silniejszych nad słabszymi.

Przedmiot edukacja zdrowotna ma wejść do szkół podstawowych i ponadpodstawowych w Polsce dopiero 1 września 2025 r., ale sprawa już zdążyła obrosnąć w kontrowersje. Choć pomysł był rozważany jeszcze za czasów poprzedniego rządu, gdy z inicjatywą wyszedł Rzecznik Praw Pacjenta, rumieńców nabrał dopiero po zmianie władzy.

Niezdrowych rumieńców nabrały też niestety medialne dyskusje wokół tej zapowiedzi, i to bynajmniej nie z powodu społecznego zainteresowania takimi tematami jak poszukiwanie skutecznych metod komunikowania ryzyka rekreacyjnego użycia dopalaczy czy sposobów motywowania nastolatków do zmiany nawyków żywieniowych. Słowa ministry edukacji, że nowy przedmiot zastąpi wychowanie do życia w rodzinie, zmieniły mało ekscytujący, praktyczny pomysł kształtowania postaw i umiejętności prozdrowotnych w kolejny front wojny kulturowej.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Nie jest to dobra informacja. W dobie wiralowej dezinformacji w mediach społecznościowych potrzebujemy edukacji zdrowotnej nie mniej niż w czasach, kiedy postęp medycyny był hamowany przez przekazywane z pokolenia na pokolenie przesądy. Zniechęcająca do chemioterapii w chorobie nowotworowej instagramowa rolka naturopaty czyni szkody nie mniejsze niż hodowanie w XIX w. pełnego wszy kołtuna w strachu przed utratą wzroku. Boty odradzające obowiązkowe szczepienia sieją spustoszenie w realnym świecie, w efekcie grozi nam powrót niemal zapomnianych w naszej części globu chorób zakaźnych.

W kraju, w którym sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie, a 3,8 miliona mieszkańców w ogóle nie myje zębów, pole do poprawy naprawdę podstawowych nawyków higienicznych okazuje się szerokie. Narastająca epidemia nadwagi i otyłości również wymaga żmudnej pracy u podstaw, łącznie z koniecznością nauki przygotowania zdrowych posiłków, które to umiejętności coraz rzadziej przekazuje rodzina. Cieszy, że minister sportu widzi również wyzwanie w tym, iż obecnie dzieci i młodzież mają ok. 70 proc. sprawności dzieci i młodzieży z lat 80. czy 90.  

Jest zatem co robić. Do tego trzeba to robić zespołowo, praktycznie i przekrojowo, by nie skończyło się na teoretycznych kartkówkach ze składników odżywczych marchewki i hamburgera albo na stresujących sprawdzianach z „podstaw dobrostanu psychicznego”. Co z tego, że już dziś uczeń porównuje istotę działania szczepionek i surowic, skoro pozostaje to wiedzą z gatunku „zdać, zakuć, zapomnieć”?

Nie oszukujmy się. Sama edukacja zdrowotna niewiele pomoże bez szerszej zmiany funkcjonowania szkoły jako instytucji, z czego zresztą przedstawiciele MEN zdają sobie sprawę. Dyskusje o higienie zdrowia psychicznego pójdą na nic, jeśli placówka oświatowa jako taka nie będzie przykładem bezpiecznej, więziotwórczej przestrzeni. Po co programy typu „Sportowe talenty”, gdy nabierające w zastraszającym tempie zbędnych kilogramów społeczeństwo potrzebuje nawyku rekreacji ukierunkowanej na przyjemność płynącą z aktywnego spędzania czasu, a nie na rywalizację?

W dobie dezinformacji potrzebujemy edukacji zdrowotnej nie mniej niż w czasach, kiedy postęp medycyny był hamowany przez przekazywane z pokolenia na pokolenie przesądy

Maria Libura

Udostępnij tekst

Bez radykalnej reformy lekcji wychowania fizycznego wszelkie programy pozostaną kwiatkiem do kożucha. Przecież koszmarem, który mniej sprawnym każe uciekać w zwolnienia, bywa często obawa przed nieuchronną porażką – na testach sprawnościowych, w grze zespołowej, podczas której żadna drużyna nie chce u siebie „ciamajdy”. Jeśli naprawdę marzymy, by WF miał przełożenie na życie naszych dzieci i młodzieży, powinien on wprowadzać je w egalitarne, niewymagające nakładów w drogi sprzęt formy sportu, które można uprawiać w różnych warunkach, także blisko domu.

Tak duże przedsięwzięcie jak edukacja zdrowotna wymaga szerokiej zgody i społecznego poparcia. Najprawdopodobniej go jednak nie otrzyma. Wbrew wyważonym wypowiedziom prof. Zbigniewa Izdebskiego, koordynatora zespołu opracowującego podstawę programową nowego przedmiotu, na poziomie politycznym zdecydowano się na komunikację nagłaśniającą włączenie edukacji seksualnej w zdrowotną.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Niektóre katolickie media sprowadziły tę drugą do „lekcji deprawacji”. Powstała nawet petycja wzywająca do ochrony dzieci przed tym zagrożeniem. Na naszych oczach rysuje się więc nowe pole walki „katotalibanu” z „potworem gender”. I tak oto zlekceważenie kontekstu sporu politycznego i kulturowego (który potrafi w Polsce śmiertelnie skłócić ze sobą bliskich) kładzie na szalę powodzenie całego, bardzo potrzebnego przedsięwzięcia.

Dodajmy, że zdrowie seksualne jest niezaprzeczalnie ważną częścią zdrowia człowieka. Zastanawia jednak, dlaczego nie można o nim uczyć w ramach któregoś z dotychczasowych przedmiotów. Szczególnie, że edukacja zdrowotna już w tej chwili wygląda na ciężkostrawny gulasz tematów wyciągniętych z różnych dziedzin i wrzuconych do jednego kociołka: od biologii, przez psychologię, po elementy obrony cywilnej.

Wesprzyj Więź

Jeżeli chcemy na serio szerzyć oświatę zdrowotną, by – jak podpowiada encyklopedia PWN – podnieść poziom „kultury zdrowotnej społeczeństwa przez oddziaływanie na jednostki, określone grupy ludności i środowisko społeczne”, pierwszych krokiem powinno być oparcie się pokusie fabrykowania sporów. To powinien być do bólu praktyczny, angażujący uczniów, ale totalnie nietrakcyjny dla mediów, niekontrowersyjny obszar.

Coś podobnego pokazała niedawna pandemia koronawirusa: polaryzacja karmi głodne algorytmy, ale podcina skrzydła inicjatywom służącym zdrowiu. Potrzebują one zgody i współpracy różnych grup społecznych. Inaczej nie zakończą się powodzeniem.

Przeczytaj też: Niech żyje klęska?

Podziel się

1
1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.