Każdy ma w końcu inne predyspozycje, inne talenty. Jego niebo będzie czekało gdzie indziej, zobaczy swoje własne wrota, w które tylko on jeden będzie mógł zapukać.
Czy ty możesz chodzić po górach? – zapytał redakcyjny kolega, gdy w trakcie obiadu ktoś rzucił pomysł, by zorganizować „Więziową” wyprawę w góry. – Mogę, ale mi się nie chce – odpowiedziałem. I była to po części prawda. Zaliczyłem w swoim życiu kilka szczytów, w Tatrach i w Bieszczadach, wszedłem też na przykład na Babią Górę. Żaden wielki wysiłek, zawsze gorzej było schodzić. Faktycznie jednak od kilku lat zaniechałem tych wypraw. Z braku czasu i chęci.
WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Czy tylko dlatego? No cóż, powód może być głębszy. Pamiętam dokładnie jedną z górskich wycieczek. Wchodziliśmy na Tarnicę. Szliśmy z bratem z tyłu grupy. Brat asekurował mnie w trudniejszych momentach, kiedy stawało się bardziej stromo. Udało się, zdobyłem najwyższy szczyt Bieszczadów. Ale fakt pozostaje faktem – znajomi musieli na mnie czekać na dole. Nikt nie robił mi z tego powodu wyrzutów. Byłem im wdzięczny, a jednocześnie wracając do domu, czułem dziwne emocje. Zadowolenie i niezadowolenie jednocześnie. Z siebie i z wyprawy. Miałem raptem dwadzieścia lat…
Wspominam o tym wszystkim, bo wydaje mi się, że sprawa chodzenia lub niechodzenia po górach może dotykać czegoś uniwersalnego – umiejętności adaptacji do życiowych warunków. Coś podobnego przeżywamy w szkole: jedna osoba jest wyśmienita z polskiego lub z chemii, druga to mistrzyni województwa w biegu na tysiąc metrów. Zdarzają się oczywiście jednostki uniwersalne, dobre i w tym, i w tamtym, ale stanowią one wyjątek od reguły.
A reguła jest taka: w życiu dokonujemy wyborów. Odkrywamy, do czego mamy talent, i w to idziemy, specjalizujemy się coraz bardziej, zostawiamy za sobą dziedziny, w których średnio bądź wcale nam nie wychodzi. Normalna kolej rzeczy.
Jako chłopiec szybko zrozumiałem, że nie wygram z nikim w jakiejkolwiek indywidualnej dyscyplinie sportowej. Ale już w pisaniu wypracowań na polskim czy historii – tu mogłem zostawiać klasę w tyle. Odkryłem po prostu coś „mojego”. I tak jest do dzisiaj, również w innych obszarach. Po ponad trzydziestu latach życia wiem, że idealnie funkcjonuje mi się w mieście, zwłaszcza wielkim, dobrze skomunikowanym. Że środowisko miejskie niweluje moje fizyczne braki, a uwypukla przydatne tu cechy, jak choćby odporność na ciągły gwar.
– Nie żal ci, że nie chodzisz po górach? – zapytał ktoś kilka dni później. Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą, że nie, zupełnie mi nie żal. Mam w życiu inne atrakcje i inne pasje. Poznałem – do pewnego stopnia, to w końcu wciąż proces – swoje słabe i mocne strony. Wiem, że czasem z czegoś trzeba zrezygnować, że coś jest zwyczajnie nie dla mnie. Nieraz przychodzi to łatwo, nieraz znacznie trudniej. Powtarzam sobie wtedy dwuwers z Jana Izydora Sztaudyngera: „Nie daj mi tęsknić Boże, / do tego, co być nie może”. Pomaga.
Przypomina mi się jeszcze Leszek Kołakowski. W jednym z „Mini wykładów o maxi sprawach” filozof przywoływał słowa brytyjskiego polityka, który zapytany o to, czy chciałby zostać premierem, odpowiadał: „Przecież każdy by chciał!”. Kołakowski był zdziwiony, jego zdaniem wcale nie każdy, są ludzie, którzy „uważaliby tę robotę za okropną: wielkie zawracanie głowy, ciężka odpowiedzialność, z góry wiadomo, że człowiek będzie bez przerwy wystawiony na ataki, ośmieszenie, że będą mu przypisywali najgorsze intencje itd.”. Rozumiem jego zdziwienie, podzielam je.
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Może to więc opowieść o różnorodności ambicji i o znalezieniu swojej miary? Ktoś będzie marzył o zostaniu prezesem rady ministrów bądź prezydentem, ktoś inny o byciu mistrzem świata w skokach narciarskich, a jeszcze inny poczuje się spełniony jako redaktor lub filozof. Każdy ma w końcu inne predyspozycje, inne talenty. Jego niebo będzie czekało gdzie indziej, zobaczy swoje własne wrota, w które tylko on jeden będzie mógł zapukać. Piękne, prawda?
O tak, nie każdy musi być premierem ani chodzić po górach, by wieść satysfakcjonujące życie. Zrozumiałem to, jedząc z kolegami redaktorami obiad.
Przeczytaj też: W podróży na swoje miejsce

