
Utwory ukazały się w kwartalniku „Więź” lato 2025.
Wypis ze straty
I nadejdzie błogosławione lato, piszę dla ciebie i za ciebie, w imię rzeczy,
których nie dane ci było zobaczyć. A będzie to fraza długa i wylewna,
na przekór wysychającej Wissie (patrz, nawet na naszym zadupiu
praktykowano złodziejstwo nazywania). A będzie to fraza opasła,
jak opasłe bywają brzuchy flipperów, bo oprócz biurka i materaca
wyłącznie ją posiadam na własność. Tobie podaruję opowieść
o świerkach, przypominających katedry, są strzeliste i przerosną dom,
to jedyny dowód na upływ czasu. Czas? Musi się domknąć,
to pewne – był oknem, a stanie się drzwiami.
Piękne pustelnie czy wielkie katedry? Hegezjasz i bilans
ludzkiej egzystencji (jego też upchniemy do frazy).
Ustęp o naszym ojcu, na zawsze dzielonym przez pięć, i dzień,
w którym ukradłeś paliwo z baku. Czyżbyśmy byli jednako pierdolnięci?
Wszystkie opasłe pytania, a na nie wątłe odpowiedzi, zapisane chybcikiem,
kursywą, na drżącym kolanie. Za Carpentierem
nie wiem, bo nie moją rzeczą jest wiedzieć.
Skoro padło słowo o drzwiach, to pora na dobre je zamknąć,
wyjaśnić. Artefakty? Twoja bluza z Elmo i niechlujna zawieszka
ze stopu metali (zawieszkę zagubiłam w grudniu,
zaś tkanina bluzy zaczęła rozpadać się pod palcami). Wystarczy,
oszczędzę sobie dalszych prób wejścia z buta,
oszczędzę barków na wyważanie.
Niech będzie o najważniejszym,
o błogosławionym lecie,
niech będzie o pokracznym porządku rzeczy, przed którym
godzę się zgiąć kark, bo do niego należy nasze pożegnanie.
Wypis z polowania
Ile już napisano o ohydzie myśliwskiego postrzegania? O dniu lepkim
niemal jak ten wczorajszy, gdy zobaczyłam parę bażantów
wzbijających się do lotu, gdzieś nad kurewsko zielonym żytem.
A była to zieleń soczysta. Zieleń, która może przerazić, tuż za wsią,
tuż za granicą Żeber
(prawda, że nośna jest ta nazwa, i zamierzam ją przywołać. Zamierzam
z niej ssać tyle, ile popadnie, bo roszczę sobie prawo, by zawłaszczać).
Tyle już napisałam o ohydzie myśliwskiego postrzegania,
czy ją posiadam?
Kiedy przykleiła się do podeszwy buta, jak guma wypluta przez nastoletniego
szczeniaka, jak smoła z rozgrzanej żarem lata ulicy?
A teraz muszę przyznać – a przyznaję wyłącznie przed sobą – że przez myśl
nie przeszło mi piękno lecz odgłos wystrzału.
/Strzelby bok mają lufy ustawione pionowo,
dubeltówki mają lufy ułożone poziomo/.
Czy moi znajomi będą tą wiedzą rozczarowani?
Choć prawdą jest, że za nic mam rozczarowania
(to druga rzecz – obok straty – która jest nieunikniona).
Czy uratuje mnie, że nigdy nie byłam na polowaniu?
Myślę o tych, do których strzał oddano tuż na granicy wzlotu,
Ty do nich należysz.
Wypis z czekania
Dziewczyno uśpiona w słowiańskim przykucu, czekając w podziemiach
Dworca Centralnego na przyjazd pociągu Podlasiak, a może Orzeszkowa,
wiedz, że skanowałam twoje barki i przedramiona nader zachłannie.
Czy tak należy opisać zuchwałość?
Za plecami słyszałam podszepty podróżnych, byś pokochała los,
przygarnęła jak niesforne szczenię albo zaprzyjaźniła się z longsleevem.
Chciałam za wieczność, w domyśle: za ciebie, za mnie,
za wszystkie wygasłe piece dumnie okrzyknięte gwiazdami
(bo innej wieczności nie poznałam i może nie dane mi będzie poznanie)
wyprostować ręce, wziąć wdech, a potem podwinąć rękawy,
jednak moja odwaga była równie wątła, co twoje barki.
Nie potrafiłam zebrać się na gest ani wypowiedzieć słowa,
choć osnowę naszego czekania wytopiono z jednakowego surowca,
równie kruchego stopu metali. Co do rzeczy wielkich?
Jak słowiański przykuc, jak kwestia Boga?
Musiał spać w ukryciu, być szwem, a może blizną,
pod krótkim rękawkiem twojej koszulki.