
Od wyborów na stanowisko, od którego w codziennym funkcjonowaniu państwa zależy nie tak znów wiele – zależy naprawdę dużo.
Jest wiele kwestii, które – wbrew deklaracjom kandydatów – prezydenta w ogóle nie dotyczą. Prezydent nie wybuduje elektrowni jądrowej, nie odpartyjni spółek Skarbu Państwa i nie zmieni programu nauczania w szkołach. Nie ma ani pieniędzy, by prowadzić inwestycje, ani mocy wetowania rządowych rozporządzeń.
To zaskakujące, że w kampanii tyle mówi się o sprawach, w których prezydent nie ma nic do powiedzenia, a tak mało o tych, w których tak wiele od niego zależy. W trakcie kampanii nie usłyszeliśmy i już raczej nie usłyszymy, kogo kandydaci chcieliby widzieć na stanowisku prezesa Narodowego Banku Polskiego i w Radzie Polityki Pieniężnej, a przecież już za 3 lata któreś lub któraś z nich przedstawi kandydaturę tego pierwszego Sejmowi, a także wskaże kolejne trzy osoby do RPP. Wybieramy więc teraz, poniekąd, także przyszłą politykę monetarną Polski. Decydujemy też, czy obecna Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji przetrwa do 2028 r., czy też prezydent, wspólnie z Sejmem, rozwiąże ją wcześniej. A także kogo następnie do niej wyśle, bo 2 z 5 członków wybiera właśnie głowa państwa.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Jaka jest więc stawka wyborów prezydenckich, których pierwsza tura odbędzie się w najbliższą niedzielę?
Żyrandol i weto to więcej niż myślicie
Rację miał Donald Tusk, gdy w 2010 r. stwierdził, że urząd prezydenta to przede wszystkim „zaszczyty, żyrandol, pałac i weto”. Choć wtedy brzmiało to obcesowo, obecny premier dobrze uchwycił rolę ustrojową, jaką pełni głowa państwa w Polsce. Prezydentura Andrzeja Dudy pokazała, że w praktyce prezydent może mieć sporo do powiedzenia w kwestiach, w których do tej pory jedynie formalnie przyklepywał cudze decyzje, jak choćby nominacje sędziowskie czy ambasadorskie.
Decyzje Dudy miały wręcz charakter ustrojotwórczy, jak w przypadku powoływania sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Jednak poza tym bez zgody Sejmu może powołać swój rząd wyłącznie na dwa tygodnie, po których… zostaje mu weto i pilnowanie żyrandola. Prezydent ani nie kieruje, ani nie rządzi. Gdyby było inaczej, w tegorocznej elekcji wybieralibyśmy między Jarosławem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem, nie zaś między „kandydatem obywatelskim” a wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej.
Jednak „żyrandol i weto” to wcale nie jest mało. Zacznijmy od weta. Na pewno łatwiej jest rządzić, gdy prezydentem jest ktoś z własnego obozu politycznego. Gdy porównamy liczby ustaw wetowanych np. przez Aleksandra Kwaśniewskiego za rządów AWS-UW oraz SLD, to widać, że za tych pierwszych było ich zdecydowanie więcej. Także Lech Kaczyński czy Andrzej Duda chętniej odrzucali ustawy konkurencji.
Truizmem będzie stwierdzenie, że jeśli wybory wygra Karol Nawrocki, to koalicji 15 X będzie znacznie trudniej rządzić. Nie jest wykluczone, że dojdzie wtedy do przedterminowych wyborów albo że koalicja się rozpadnie, a nowy rząd zbuduje większość złożona np. z PiS, Konfederacji i części Trzeciej Drogi. Jeśli jednak wygra Rafał Trzaskowski, to zapewne będzie taśmowo podpisywał prawo uchwalane przez Sejm.
Hipotetycznie Trzaskowski jako prezydent może być dla Donalda Tuska też kimś w rodzaju Aleksandra Kwaśniewskiego dla Leszka Millera, między którymi wytworzyła się w latach 2001-2005 „szorstka przyjaźń”. Choć trzeba pamiętać, że z jednej strony pozycja A. Kwaśniewskiego (przed 1995 rokiem lidera SdRP) była mocniejsza niż dziś R. Trzaskowskiego, a i tak nie był w stanie przeforsować np. swojego kandydata na ministra skarbu.
![]()
Prezydent ani nie kieruje, ani nie rządzi. Gdyby było inaczej, w tegorocznej elekcji wybieralibyśmy między Jarosławem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem, a nie pomiędzy „kandydatem obywatelskim” a wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej
Z drugiej strony weto jest wetu nierówne. Andrzej Duda zawetował najwięcej ustaw uchwalonych przez swój obóz polityczny. Niemniej od czasów wejścia Polski do Unii Europejskiej nie było ustaw o takim ciężarze gatunkowym jak te, które Andrzej Duda bez szemrania podpisał. Ostatecznie jest on więc współodpowiedzialny za to, co PiS zrobił z instytucjami państwa.
Instytucje stawką wyborów
Los tychże instytucji to jedna z kwestii, które leżą na szali zbliżających się wyborów. Świadczą o tym weta, ale i wnioski do Trybunału Konstytucyjnego, złożone przez Andrzeja Dudę po 13 grudnia 2023 r. Wedle mojej oceny prawie połowa z nich dotyczyła ogólnych kwestii ustrojowych lub obrony stanu posiadania obozu Zjednoczonej Prawicy. W tym czasie głowa państwa zawetowała m.in. ustawę okołobudżetową na rok 2024 ze względu na spór wokół przejmowania TVP przez Bartłomieja Sienkiewicza, ustawę o uchyleniu ustawy o Państwowej Komisji ds. badania rosyjskich wpływów czy tzw. ustawę incydentalną, mającą wprowadzić jasność odnośnie wyrokowania nt. wyborów prezydenckich przez Sąd Najwyższy.
Wśród wniosków do TK znajdziemy m.in. prośbę o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego między prezydentem, premierem a ministrem sprawiedliwości w kwestii usunięcia ze stanowiska prokuratora krajowego Dariusza Barskiego czy ustawy dotyczące Krajowej Rady Sądownictwa bądź Trybunału Konstytucyjnego. Prezydent wysłał do TK także kilka ustaw wyłącznie ze względu na to, że zostały przyjęte w okresie po wygaśnięciu mandatów poselskich Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, z którym to wygaśnięciem prezydent się nie zgadzał.
Prezydent Duda był po 13 grudnia 2023 r. najsilniejszym bastionem oporu przed utratą wpływów na liczne instytucje przez Prawo i Sprawiedliwość. Jednak problem nie sprowadza się tylko do prostego pytania, kto będzie decydował o obsadzie stołków. PiS w czasie swoich rządów osłabił znaczenie instytucji jako takich. Także rząd Donalda Tuska funkcjonuje w realiach, w których o tym, co można robić, a czego nie można, decyduje wola polityczna, a nie prawo. I zdarza się, że korzysta z tego zamieszania, jak choćby w czasie wspomnianego już przejmowania mediów publicznych.
Nie jest więc oczywiste, jaki wpływ będą miały wybory na praworządność i jakość instytucji w Polsce jako takich. Zwycięstwo danego kandydata niczego nie przesądza. O ile Karol Nawrocki może wręcz zaostrzyć konfrontacyjny kurs Andrzeja Dudy, o tyle Rafał Trzaskowski nie jest gwarantem instytucjonalnego odrodzenia w Polsce.
Już dziś można wskazać naginanie prawa, jak choćby w przypadku arbitralnego traktowania orzeczeń Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, która w opowieści obozu Donalda Tuska raz jest sądem, a raz nim nie jest – w zależności od tego, czy się to politycznie opłaca rządzącym. Trudno dziś wyrokować, czy Rafał Trzaskowski będzie wystarczająco silnym liderem, by te kwestie uporządkować.
Mam świadomość, że niesamowicie trudno jest wyjść z prawnego galimatiasu, nie brudząc sobie rąk. Niemniej poważnie traktuję obawy tych, którzy widzą w wyborze Nawrockiego bezpiecznik przed wszechwładzą Donalda Tuska. Niestety także obecna władza daje przykłady na to, że niektóre działania poprzedniej przeszkadzały jej tylko dlatego, że to nie ona była jej beneficjentką. Widać to nawet w tej kampanii. Antypisowskie spoty są przebrane za profrekwencyjne kampanie, a za wszystko płaci fundacja finansowana przez spółki skarbu państwa.
Obecna władza już przyjmuje ustawy co najmniej wątpliwe w świetle Konstytucji, by wspomnieć choćby ustawę zawieszającą prawo do azylu – o jej niekonstytucyjności wspominał Rzecznik Praw Obywatelskich – czy ustawę o użyciu broni na granicy. Prawdopodobnie także Rafał Trzaskowski podpisałby ją z uśmiechem na ustach. I choć akurat w tych przypadkach trudno wyobrazić sobie inną decyzję Karola Nawrockiego, o tyle w innych kwestiach jego sprzeciw mógłby postawić tamę dalszemu psuciu państwa.
Wybory prezydenckie to ogromny sondaż, który może pomóc w politycznej karierze poszczególnym kandydatom. Wyniki Magdaleny Biejat i Szymona Hołowni mogą spowodować, że Donald Tusk nie będzie na tyle mocny, by rządzić samodzielnie
Warto też pamiętać, że poprzedni prezydenci też nie zawsze realizowali to, co obiecywali. Lech Wałęsa nie tylko nie rozdał każdemu Polakowi po 100 mln zł, ale i nie doprowadził do znacznego przyspieszenia reform transformacyjnych. Aleksander Kwaśniewski nie przeszedł do historii jako szczególnie lewicowy prezydent. Jednych to cieszy, inni wskazują na to, że jego priorytetem było przede wszystkim uchwalenie nowej Konstytucji i wprowadzenie Polski do Unii Europejskiej, w czym akurat brał aktywny udział.
A co z żyrandolem?
Żyrandol też jest ważny, choć trudno pisać o nim elaboraty. Pierwotnie kojarzący się z przepychem, obecnie może być metaforą niebezpieczeństwa – prezydent powinien pilnować, by nie spadł nam na głowę. Robi to w roli zwierzchnika sił zbrojnych I choć rola ta jest w dużej mierze honorowa i reprezentacyjna, to ostatecznie buduje ona powagę i morale zarówno żołnierza, jak i cywili, którzy na armii mogą (lub nie) polegać.
W praktyce za stan armii odpowiada przede wszystkim rząd poprzez cywilny nadzór ze strony ministra obrony narodowej. Niemniej, jak udowodnił Andrzej Duda zwłaszcza po 24 lutego 2022 r., o bezpieczeństwo Polski można dbać także za pomocą czystej dyplomacji.
Nie zapominajmy też, że w wyborach prezydenckich nie chodzi tylko o to, kto zostanie prezydentem. Niezależnie od tego, co mówią sami zainteresowani, większość kandydatów zdaje sobie sprawę, że na elekcję szansy nie mają. Wybory prezydenckie to ogromny sondaż, który może pomóc – lub przeszkodzić – w politycznej karierze poszczególnym kandydatom. Wyniki Magdaleny Biejat i Szymona Hołowni mogą spowodować, że – także przy zwycięstwie Rafała Trzaskowskiego – Donald Tusk nie będzie na tyle mocny, by rządzić de facto samodzielnie.
Te wybory mogą wykreować także nowych graczy. Konfederacja Mentzena i Bosaka może zyskać silniejszą konkurencję w postaci Konfederacji Korony Polskiej, jeśli Grzegorz Braun uzyska wynik w okolicy 5 proc., a może Nowa Lewica będzie musiała się bardziej spiąć z realizacją socjaldemokratycznych postulatów, czując na plecach oddech Partii Razem Adriana Zandberga? Pewne jest raczej, że Maciej Maciak i Artur Woch będą walczyć o to, by nie znaleźć się na ostatnim miejscu.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
A zatem od wyborów na stanowisko, od którego w codziennym funkcjonowaniu państwa zależy nie tak znów wiele – zależy naprawdę dużo. Dodatkowym znakiem zapytania jest wiarygodność kolejnych kandydatów w kwestii realizacji własnego programu – zwłaszcza że nie mamy pewności, jak zwycięzca zachowa się po wyborach.
Trudno w końcu przygotować się na to stanowisko i ostatecznie prezydentury bywają zaskakujące. Parafrazując Forresta Gumpa, wybory są jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiesz, na co trafisz. Nawet jeśli poszczególne pralinki zdawkowo reklamują się na opakowaniu.
Przeczytaj też: Polityczne ojcobójstwa kampanii prezydenckiej