Zima 2024, nr 4

Zamów

Pozwólmy rzekom płynąć!

Fot. Paweł Średziński

Trwają konsultacje dotyczące prac utrzymaniowych na polskich rzekach. Ważą się losy naszej wody, której brakuje w rzekach oraz ich dolinach.

W Polsce przyjęło się, że rzeka powinna słuchać się urzędników. Jak jej każą płynąć prosto, to ma nie meandrować, czytaj – nie brykać – ale poddać się karnie temu korytu, które wybierze jej planista. W praktyce rzeka najczęściej ma przypominać kanał, nie wylewać, żeby nie moczyć pól pod uprawy – dziś nierzadko kukurydzy – i łąk do skoszenia pod dopłaty. Dla bobrów nie ma w planie miejsca, drzewom i innej roślinności, nie przyciętej i nie wycinanej też należy podziękować. Człowiek zawsze wymyśli tysiąc i jeden sposobów na to, by utopić miliony złotych w kosztownych inwestycjach – zamiast skorzystać z pomocy bobrów, o których było głośno w 2024 roku.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Budowane tak ochoczo zbiorniki retencyjne nigdy nie będą magazynować wody skuteczniej niż stawy bobrowe, tworzone przez te gryzonie – całkowicie za darmo – w górnych odcinkach rzek. Jednak problem nie dotyczy wyłącznie bobrów. Dajmy na to praktykę odmulania, które polega na wyciągania z rzeki tego, co jest na jej dnie i stanowi ważny – czy wręcz najcenniejszy pod względem przyrodniczym – element rzecznego ekosystemu. Straty te nie powstrzymują ludzi przed wysłaniem ciężkiego sprzętu przeciwko „bezużytecznemu” mułowi.

Dochodziło już do przypadków, gdzie w rezultacie takich prac wyrzucano z wody wciąż żywe minogi i szereg innych organizmów wodnych. Koparka robiła swoje, jej właściciel realizował zlecenie otrzymane z urzędu. Ktoś na tym zarobił – a traciła przyroda. Piszę o tym nie bez powodu, bo „taki już mamy klimat” w naszym kraju, że państwo nie daje spokoju małym, średnim i trochę większym rzekom.

Urzędnicy skrupulatnie wykorzystują fakt, że my, jako społeczeństwo żyjemy odwróceni plecami do rzeki. Może Kowalskich i Nowaków obchodzi jeszcze miejska plaża w mieście, ale już na pewno nie to, co dzieje się ze strugą – zarośniętą jakimiś krzakami i drzewami – która płynie za ich płotem. Chyba, że pojawi się inwestor, który sprzeda osiedle z widokiem na rzekę. Albo struga się zbuntuje i mimo że została skierowana do przygotowanego przez ludzi koryta, wyleje i narozrabia, upominając się o swoją dolinę. Wtedy zaczynają się narzekania, wnioski o dalsze ujarzmianie rzeki.

To nic, że latem wody w takiej rzece często nie ma, a i w inne pory roku, poza chwilami nawalnych opadów, jest jej jak na lekarstwo. Nie ma dziś też takich obfitych opadów śniegu i pokrywy śnieżnej, która zalegałaby nad rzeką, zasilając jej wody na początku wiosny. Tymczasem wystarczy jedno wykroczenie, nawet niewielkie podtopienie i człowiek zaraz pomstuje na rzekę, nie zadając sobie pytania, dlaczego nie sprawdził, czy przypadkiem nie wybudował domu na terenie zalewowym. A przecież od paru dekad dobrze wiemy – szczególnie po wielkich powodziach – że lepiej nie wchodzić tam, gdzie jeszcze niedawno królowała rzeka i o tym, że nawet najpotężniejszy wał nie obroni nas przed ekstremalnym zjawiskiem. Pisałem już o tym w moim felietonie poświęconym „Polsce dwóch wód”

Dziś ujarzmimy rzekę?

Grupą, która dostrzega absurd wielu prac utrzymaniowych, są dziś nieliczni przyrodnicy i nieco liczniejsza od nich grupa amatorów wędkarstwa. Wśród wędkarzy, przynajmniej wśród ich części, istnieje świadomość tego, jak ważna jest troska o zacienione drzewami brzegi rzek, meandry, powalone drzewa, zakola i skarpy podcinane przez nurt rzeki, czy szerzej: o proces renaturyzacji.

Jeden z moich wędkujących znajomych opowiada mi regularnie, jak próbuje reagować na to, co dzieje się z rzekami. A to jest świadkiem zrzutu nieokreślonej substancji do wody, a to próbuje sam działać i proponuje, że z własnej inicjatywy obsadzi brzeg roślinnością – niestety, zarządzająca rzeką instytucja nie widzi takiej potrzeby. Jest wciąż osamotniony w swojej postawie, a przez to coraz bardziej sfrustrowany, chociaż, jak mi powtarza, będzie w obronie cieków występował do upadłego. Jednak sprawa naszych rzek i tego, co planują z nimi robić ich zarządcy, nie zwalnia reszty społeczeństwa z troski o ich los. Bo rzeki są naszą wspólną sprawą. I choć brzmi to jak truizm, to czasem trzeba o nim przypominać: woda to życie.

Rzeka to nie kanał, ściek czy rów. To wolny organizm, który powinien mieć przestrzeń, na której rozleje swoje wody i wytyczy sam swoje koryto

Paweł Średziński

Udostępnij tekst

Tymczasem Wody Polskie rozpoczęły konsultacje w sprawie polskich rzek i to w całej Polsce. Ich celem, jak czytamy w oficjalnym komunikacie, jest przygotowanie planów utrzymania wód. Co to oznacza w praktyce? Zacytuję wspomniany komunikat, bo jego fragment bez wątpienia na to zasługuje:

„Prace utrzymaniowe są realizowane w obrębie dna i brzegów śródlądowych wód powierzchniowych i polegają na:

  • wykaszaniu roślin,
  • usuwaniu roślin pływających i korzeniących się w dnie,
  • usuwaniu drzew i krzewów,
  • usuwaniu przeszkód naturalnych oraz wynikających z działalności człowieka,
  • zasypywaniu wyrw oraz ich zabudowie biologicznej,
  • udrażnianiu wód,
  • remoncie lub konserwacji ubezpieczeń urządzeń wodnych lub budowli regulacyjnych,
  • rozbiórce lub modyfikacji tam bobrowych oraz zasypywaniu nor zwierząt w brzegach”.

Znając już odpowiedź na pytanie, czym są te prace utrzymaniowe według Wód Polskich, dochodzimy do sedna problemu. Bo konsultacje nie dotyczą wyłącznie odcinków położonych w terenie zabudowanym. Prace utrzymaniowe mogą dotyczyć wszystkich odcinków rzek, również tych położonych w leśnej głuszy. Prace, które zostały wymienione w komunikacie, zdaniem osób zajmujących się ochroną rzek i mokradeł, mogą oznaczać dewastację rzecznych ekosystemów.

Bo czym są owe wycinki drzew i krzewów, czym usuwanie rośliny pływających? A czym jest rozbiórka tam bobrowych? Czy nie niszczeniem szalenie ważnych dla ochrony zasobów wody, bioróżnorodności i klimatu, stawów bobrowych, które podwyższają poziom wód gruntowych, schładzają swoją okolicę i stają się ostoją wielu różnych gatunków? A usuwanie przeszkód naturalnych? Przecież drzewa, które wpadają do rzeki, również mogą spowalniać spływ wody, uwalniać procesy naturalne w rzecznej dolinie, stać się schronieniem dla ryb. To jednak nie jest aż tak kluczowe. Liczy się plan, który należy przygotować, a konsultacje trwają.

Bardzo dobrze podsumował proces konsultacji dr Andrzej Czech, badacz bobrów, który nawiązał w swoim wpisie w mediach społecznościowych do pożarów trawiących Kalifornię: „Jak widać w Los Angeles, cała forsa świata nie pomoże, jak nie ma wody. A każda kropla wody zatrzymana tam, gdzie spada z nieba, jest cenna. To więcej życia, to więcej zieleni, to więcej chłodu. To więcej stabilności i przewidywalności. To mniej suszy, pożarów i tragedii”.

Czech nie kryje swojego krytycznego podejścia wobec tego, co dzieje się z polskimi rzekami. Przypomina, że rzeka to nie kanał, ściek czy rów. To wolny organizm, który powinien mieć przestrzeń, na której rozleje swoje wody i wytyczy sam swoje koryto. Poza odcinkami już zabudowanymi rzeki powinny być renaturyzowane, a nie okaleczane pracami utrzymaniowymi.

Uwolnić rzekę

W całym kraju odbywają się konsultacje społeczne. Można w nich wziąć udział, do czego zachęca organizacja Wolne Rzeki w zdecydowanych słowach: „To ważna sprawa, konsultacje w których można i należy zabrać głos. Głos w kwestii tego, czy polskie rzeki mają wciąż być przekopywanymi rynnami, pozbawianymi roślinności, drzew na brzegach, tam bobrowych i wszelkich innych naturalnych elementów – czy może jednak pełnymi wody i życia rzekami”. 

Wolne Rzeki przygotowały specjalny poradnik, który każdy i każda z nas może wykorzystać. Warto zainteresować się rzeką, która płynie obok nas, albo do której czujemy się przywiązani. Jak wyjaśnia Piotr Bednarek z Wolnych Rzek, prace utrzymaniowe planowane przez Wody Polskie budzą uzasadniony niepokój. By potwierdzić swoje słowa, przyjrzał się jednej z rzek o nazwie Borownica, która dzięki działalności bobrów – i temu, że zostawiono ją w spokoju – zdziczała.

Niestety okazało się, że bobrowe tamy przeszkadzają nawet w miejscu, gdzie nikomu nie wyrządzają żadnych szkód i nie ma żadnego logicznego wyjaśnienia dla ich likwidacji. To, co bobry zrobiły całkowicie za darmo i znacznie skuteczniej niż państwowi planiści od rzek, teraz zostało przeznaczone do likwidacji. Borownica ma zostać ujarzmiona i po obrazkach z drona, którymi podzielił się w swoim nagraniu Piotr Bednarek, może zostać jedynie wspomnienie. Bo jeśli plany zostaną zrealizowane, po nowo powstałej ostoi przyrody nie zostanie nawet ślad.

Wesprzyj Więź

Oczywiście wciąż jeszcze możemy coś zmienić przez uczestnictwo w konsultacjach, do czego bardzo wszystkich zachęcam. Sam to zrobię w sprawie moich rzek w rodzinnej Mezopotamii, krainie między Biebrzą i Narwią, której poświęciłem książkę. Bo jeśli polskie państwo nie zmieni swojego podejścia do rzek, to znów zostanie nam cytowanie „Konopielki”. W niej Edward Redliński dosadnie opisał niszczenie rzecznych dolin, którego sam był świadkiem: „Rzeki prawdziwie nie było! Dno sterczało karpami i kłodami szczerniałymi na węgiel, trawy, bluszcze leżeli zwałami, wyschli na siano. Gdzieniegdzie na błocie gnili ryby, kaczki czaplali się w grzęzi, wybierali padło jak z koryta”.

Trudno mi sobie wyobrazić świat bez rzek. Niech płyną. Niech się wiją i odzyskują swoje doliny. Możemy im w tym pomóc właśnie teraz.

Przeczytaj również: Polska dwóch różnych wód

Podziel się

10
1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.