Jesień 2024, nr 3

Zamów

Miejsce Boga w otwartych społeczeństwach? Tam, gdzie Go ludzie wpuszczą

Od lewej: Reza Aslan i Zbigniew Nosowski, debata „Miejsce Boga w otwartych społeczeństwach”, Dialogi Świętojańskie, Gdańsk, Europejskie Centrum Solidarności, 26 listopada 2024 r. Fot. ks. Adam Świeżyński

W życiu publicznym – między tym, co prywatne, a tym, co polityczne – jest najważniejsze miejsce dla Boga (i tych, co w Niego wierzą) w nowoczesnym społeczeństwie. To miejsce w centrum życia społecznego, a nie na jego marginesie.

Tekst wystąpienia podczas dyskusji „Miejsce Boga w otwartych społeczeństwach” podczas Dialogów Świętojańskich w Gdańsku, 26 października 2024 r. Wkrótce opublikujemy tu pełny zapis tekstowy tej dyskusji (zapis wideo – poniżej). W zimowym numerze kwartalnika „Więź” ukaże się zaś wywiad z głównym mówcą gdańskiej dyskusji, amerykańskim religioznawcą Rezą Aslanem.

Znakomicie, że ta dyskusja dotyczy miejsca Boga w otwartych społeczeństwach, a nie tylko miejsca religii w otwartych społeczeństwach. Podziękowania dla organizatorów – Europejskiego Centrum Solidarności i Duszpasterstwa Środowisk Twórczych Archidiecezji Gdańskiej – za takie sformułowanie tematu! To niesłychanie ważne, że możemy mówić nie tylko o strukturach, instytucjach i pieniądzach, lecz także o społecznym aspekcie duchowości, bo tak właśnie rozumiem to zaproszenie.

Wyjaśnienia wymaga moja perspektywa. Rzecz jasna, zdecydowanie nie jestem w tej sprawie bezstronnym obserwatorem. Zgodnie jednak z maksymą Oscara Wilde’a, „rzeczywiście bezstronną opinię możemy wydać tylko w sprawach, które nas w ogóle nie interesują. Jest to niewątpliwie przyczyna tego, że bezstronna opinia jest zawsze absolutnie bezwartościowa”.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Dlatego wyjaśniam, że mówię tu z wewnątrz chrześcijaństwa; z perspektywy wiary głęboko zainteresowanej jakością życia społecznego. Mówię jako z wykształcenia socjolog i teolog – w sumie bardziej z perspektywy teologicznej, a jeszcze dokładniej: teologiczno-społecznej czy nawet duchowo-społecznej. Duchowość rozumiem całościowo, jako pewien sposób – często  niepowtarzalny, charakterystyczny dla danego człowieka – szukania zjednoczenia z Bogiem i (dla chrześcijan) styl życia Ewangelią; tak rozumiana  duchowość wyraża się nie tylko poprzez modlitwę, akty pokuty czy uczynki miłosierdzia, lecz poprzez całe nasze życie.

Natomiast o współcześnie potrzebnej duchowości myślę personalistycznie, a to oznacza przyjmowanie założeń, że chrześcijańska duchowość na dziś powinna być:
– przede wszystkim indywidualna, ale nie indywidualistyczna;
– niezbędnie wspólnotowa, ale nie przede wszystkim wspólnotowa;
– uznająca, że wiara w Chrystusa jest sprawą najgłębiej osobistą, ale nie może być sprawą tylko prywatną;
– społeczna, ale nie partyjna.

Człowiek tworzy Boga, Bóg tworzy człowieka

Merytorycznie zacząć chciałbym od komentarza do głównej tezy wygłoszonej tu dziś przez prof. Rezę Aslan: że nasz obraz Boga to w gruncie rzeczy wyidealizowany obraz nas samych. Uważam te uwagi o tym, że (i jak) ludzie tworzą sobie obraz Boga na swój obraz i podobieństwo, za bardzo interesujące i niezwykle inspirujące, ale niewystarczające. Są one dla mnie niewystarczające w trzech wymiarach: społecznym, teologicznym i duchowym.

1. Niewystarczające społecznie

Owszem, wielu ludzi tworzy swój wizerunek Boga wedle własnej postawy; tyle że to dotyczy ludzi, którzy w idei Boga chcą widzieć to, co dobre czy wręcz najlepsze. Tymczasem są też inni ludzie, którzy albo twierdzą, że żadnego boga nie ma, albo że ich to zupełnie nie interesuje, albo że ów bóg (jak go sobie wyobrażają) jest jakimś tyranem.

W nowoczesnej wizji zaangażowania społecznego inspirowanego Ewangelią nie należy dążyć do katolickiej dominacji. Skoro Bóg proponuje, ale się nie narzuca, to i Kościół powinien działać podobnie

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Większości z nich Bóg po prostu całkowicie nie obchodzi (a przynajmniej tak aktualnie twierdzą). W wersji łagodnej uznają oni Boga za kogoś na podobieństwo krasnoludków, o których fajnie opowiada się dzieciom, żeby poszerzać ich wyobraźnię, ale którymi dorośli nie mogą się zajmować bez ryzyka ośmieszenia. W wersji bardziej radykalnej wręcz uważają oni Boga (jakkolwiek rozumianego) za opresora, Kościół – za instytucję przestępczą, a wiarę – za sprzeciwiającą się wolności człowieka, bo dążącą do ograniczenia ludzkiej wolności i podporządkowania jej religijnym, narzuconym z góry restrykcjom.

Takich ludzi bardzo przybywa aktualnie w Polsce. Część z nich to byli katolicy, a nawet byli katoliccy księża. Wśród kilku powodów takiej sytuacji jednym z kluczowych jest ten, że w Polsce sam Kościół – jako instytucja uzurpująca sobie prawo do reprezentowania Boga – usilnie zapracował na takie opinie. To akurat teza w gronie uczestników tego spotkania zupełnie nie odkrywcza, raczej wręcz oczywista.

Niezależnie od tego faktem społecznym pozostaje jednak, że tacy ludzie wcale nie przypisują Bogu tego, co w nich najlepsze, lecz to, co w nich najgorsze. Gdyby teza Aslana miała być uniwersalna/powszechna, to należałoby uznać, że oni sami są bardzo złymi ludźmi, którzy chcą innym coś narzucać. Tymczasem znam sporo z nich dobrze. Wiem, że to są często subtelni intelektualiści potrafiący precyzyjnie rozróżniać w wielu innych dziedzinach refleksji czy życia, ale gdy dochodzi do tematyki religijnej, stosują wyłącznie wielkie kwantyfikatory, uznając samą przynależność do Kościoła za popieranie organizacji przestępczej i przyzwalanie na jej działalność.

Być może różnica między nami wynika także z faktu, że Reza Aslan mówi z perspektywy kontekstu społeczeństw postsekularnych. Tymczasem Polska jest na innym etapie: wciąż jest w trakcie procesów sekularyzacyjnych, które dopiero się rozkręcają, natomiast postsekularne zainteresowania duchowością jeszcze się u nas na dobre nie rozpoczęły.

Dodam na marginesie, że za ks. Tomášem Halikiem mogę powtórzyć, słysząc, jakiego Boga wspomniani ludzie odrzucają, że: „ja w takiego Boga też nie wierzę”.

2. Niewystarczające teologicznie

Tak wierzę i tak doświadczam rzeczywistości, że drugą stroną tezy, iż ludzie tworzą sobie bogów na swój wzór, jest świadomość, że pierwotnie to Bóg nas stworzył na swój obraz i podobieństwo. A skoro tak, to nasze ludzkie próby opisywania Boga w kategoriach tego, co w nas najlepsze, uznaję za poszukiwanie w nas samych i wokół nas śladów owego boskiego DNA, które jest w każdym z nas. To są dwie strony tego samego medalu (zresztą w książce „Bóg. Ludzka historia religii” Reza Aslan pisał o takim niewytłumaczalnym pierwiastku duchowym w naszych mózgach, który jest wrażliwy na transcendencję, choć inaczej to interpretujemy).

Mnie interesuje zatem nie tylko to, jak my ludzie stworzyliśmy i tworzymy obraz Boga. Interesuje mnie także, co dla nas wynika z tego, że to Bóg stworzył i tworzy nas… Prościej to pokazać na płaszczyźnie duchowej.

3. Niewystarczające duchowo

Dlaczego? Przypomnę może, o co chodzi w kontemplacji. Według jezuity Franza Jalicsa są dwa cele kontemplacji: żeby rozpoznać Boga w sobie oraz żeby rozpoznać siebie w Bogu.

Zwłaszcza chrześcijaństwo jako opierające się na wierze we wcielenie, szuka Boga nie tylko w rytuałach czy obrzędach religijnych, lecz także w bliźnich, w codzienności, w znakach czasu, w nieoczekiwanych wydarzeniach. Szuka bowiem Boga wcielonego (tzn. transcendentnego i immanentnego jednocześnie); Boga, który jest bliżej mnie niż ja sam siebie; który utożsamia się z osobami najsłabszymi, prześladowanymi, wykluczanymi.

Na płaszczyźnie duchowej zatem jeśli ktoś odnajduje Boga wewnątrz siebie, to zarazem spotyka się z Bogiem, który go nieskończenie przekracza. Dlatego i na tej płaszczyźnie główna dzisiejsza teza Aslana jest niewystarczająca. Bóg bowiem to dużo więcej niż nasze ludzkie idee o Nim.

Ja na dodatek wierzę (choć przyznaję, że nie jest to powszechne rozumienie w chrześcijaństwie, ani w Kościele katolickim), że Bóg, choć wszechmocny, wybrał słabość – także słabość własną. Nie narzuca się człowiekowi. Proponuje, ale się nie narzuca. Przychodzi w łagodnym powiewie, a nie w wichrze i trzęsieniu ziemi. Puka pokornie do drzwi, ale ich nie wyważa.

Jak „wpuszczać” Boga do życia społecznego?

Gdzie zatem, z mojej perspektywy, jest miejsce dla Boga w otwartych społeczeństwach? Jako wstęp do odpowiedzi przytoczę jedną z opowieści chasydzkich zapisanych przez Martina Bubera.

Mądry rabin Menachem Mendel z Kocka zaskoczył raz kilku uczonych mężów, którzy byli u niego w gościnie, pytaniem bardzo prostym. Spytał ich: „Gdzie mieszka Bóg?”. Roześmiali się, słysząc te słowa. „Co też mówisz, rabbi? Przecież cały świat jest pełen Jego wspaniałości”. On jednak sam zamyślony odpowiedział na swoje pytanie: „Bóg mieszka wszędzie, gdzie się Go wpuści”…

Bóg się nie narzuca, nie wciska, nie wpycha. Mieszka tam, dokąd Go człowiek wpuści. Gdzie zatem jest miejsce dla Niego w otwartych społeczeństwach? Jeśli owe społeczeństwa naprawdę mają być otwarte, to miejsce dla Boga jest tam, dokąd Go ludzie wpuszczą – już nie tylko jeden człowiek, ale ludzie jako społeczeństwo. 

Ale co to znaczy wpuścić Boga do społeczeństwa? O tym opowiem w języku już mniej duchowym, a bardziej socjologicznym.

Uważam, że istnieją cztery główne „kanały”, poprzez które można prowadzić do obecności Boga w społeczeństwie, niejako „wpuszczać” Go do życia społecznego. Są nimi: naród, państwo, demokracja i jednostka. W części z nich bardziej chodzi zresztą o obecność religii niż Boga, a czasem nawet obecność religii jako fundamentu cywilizacyjnego.

Każdy z tych czterech modeli opiera się na uznaniu innego wymiaru życia społecznego za fundamentalny. W pierwszym stylu myślenia kluczowa jest relacja religii z narodem (i to rozumianym etnicznie). Drugie stanowisko koncentruje się na katolickiej wizji państwa. W trzecim ujęciu wiara staje się inspiracją do działania w społeczeństwie obywatelskim i pluralistycznej demokracji. Czwarta opcja to koncentracja na życiu jednostki: bo wiara, a także moralność to prywatna sprawa obywateli. 

Można powiedzieć, że model pierwszy to chrzczenie całego narodu na życzenie władcy. Drugi – to model państwa katolickiego. Trzeci – katolicki udział w pluralistycznej debacie publicznej. Czwarty – prywatyzacja wiary.

Towarzyszą im także odmienne strategie aktywności katolików:
1. strategia przetrwania (w świecie uznawanym za obcy),
2. strategia walki (ze światem uznawanym za zły),
3. strategia roztropnego dialogu (ze światem, w którym żyjemy),
4. strategia osobistego świadectwa (wobec świata, w którym ludzie szukają dobra).

Soboru ciąg dalszy

Szerzej omawiałem te style katolickiego myślenia w innych miejscach: zob. np. Co jeśli nie christianitas? Świat bardziej dla wszystkich, a nie bardziej „katolicki”. Tu ważne jest, że sam opowiadam się za podejściem trzecim. Uważam bowiem dwa pierwsze style myślenia za anachroniczne w społeczeństwie pluralistycznym. Z czwartym zaś polemizuję ze względu na akceptację prywatyzacji wiary i utraty wpływu choćby na kulturę. A uczniowie Chrystusa powinni zmieniać nie tylko siebie, lecz także świat, w którym żyją.

W tych kategoriach można ukazać także społeczną wizję II Soboru Watykańskiego. Ojcowie soborowi dobrze znali dwie z opisanych tu strategii: przetrwania w twierdzy i walki ze złem w świecie. Znali je w teorii, a jeszcze lepiej z wieloletniej praktyki.

W obliczu przemian kulturowych i narastającego wokół pluralizmu Kościół na soborze uznał jednak dotychczasowe modele swojej społecznej roli za niewystarczające. Zrozumiano, że w globalizującym się świecie katolicy żyją w różnych kontekstach kulturowych. Bywają większością, bywają mniejszością.

Akceptując zasadę wolności religijnej, sobór uznał, że w nowoczesnej wizji zaangażowania społecznego inspirowanego Ewangelią nie należy dążyć do katolickiej dominacji. Skoro Bóg proponuje, ale się nie narzuca, to i Kościół powinien działać podobnie. Ojcowie soborowi wybrali strategię roztropnego dialogu ze światem.

Ta wizja wciąż pozostaje aktualna – wymaga jednak dalszego dopracowania. Sobór podał bowiem jedynie zręby nowego modelu. Był zaledwie początkiem nowego etapu katolickiego myślenia społecznego. Potrzeba ciągu dalszego. Zwłaszcza dzisiaj – w obliczu nadchodzącej nowej epoki w dziejach ludzkości i chrześcijaństwa – należy mozolnie wypracowywać dojrzały model działania katolików w pluralistycznym społeczeństwie demokratycznym. Wciąż przed nami jest więc zadanie tworzenia nowego myślenia teologiczno-społecznego.

Katolickość, czyli powszechne braterstwo

Jakie z tego płyną wnioski dla refleksji o miejscu Boga w otwartych społeczeństwach?
1. Boga nie można wpuszczać tylko do sfery prywatnej.
2. Bogiem nie należy się posługiwać w sferze politycznej.
3. Ale życie społeczne nie opiera się tylko na opozycji prywatne-polityczne. Pomiędzy tym, co prywatne, a tym, co polityczne, jest sfera publiczna. To tam – w debacie publicznej – rodzą się ludzkie postawy i zachowania.
4. To w życiu publicznym – między tym, co prywatne, a tym, co polityczne – jest najważniejsze miejsce dla Boga (i tych, co w Niego wierzą) w nowoczesnym społeczeństwie. To miejsce w centrum życia społecznego, a nie na jego marginesie. Inaczej bowiem społeczeństwa nie będą wcale otwarte, lecz zamknięte na to, co w człowieku najgłębsze i, według wielu, najważniejsze.

Tyle że oznacza to konieczność sporu:
– z tymi (niewierzącymi i wierzącymi) współobywatelami, którzy chcą ograniczyć wpływ wiary do sfery prywatnej,
– z tymi (wierzącymi) współobywatelami, którzy wypisują wiarę (a raczej religię) na sztandarach politycznych.
I w tym sensie Reza Aslan ma rację: kluczowe jest to, jak rozumiemy życie publiczne i jak chcemy je tworzyć.

Wesprzyj Więź

Trzeba ten spór podjąć. Bo jeśli nasze społeczeństwa mają być otwarte, to ani nie można Boga sprowadzić tylko do prywatności, ani pozwolić zaprząc Go do polityki partyjnej. Wiara ma wymiar także wspólnotowy i społeczny, publiczny. Niech o tym ludzie wierzący opowiadają w przestrzeni publicznej.

W ten sposób wpuszczą do niej Boga – w imię powszechnego braterstwa, które papież Franciszek, w encyklice Fratelli tutti, przedstawia jako cel zaangażowania społecznego ludzi wierzących. W tym ujęciu społecznym zadaniem katolików powinno stawać się budowanie świata bardziej dla wszystkich, a nie świata bardziej „katolickiego”.  

Przeczytaj także: Kościelna wieża w nowoczesnym mieście

Podziel się

1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.