rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Wszedłbym w to. Adam Bodnar ma dla nas dobrą wiadomość

Adam Bodnar w Senacie. Warszawa, 13 sierpnia 2020. Fot. M. Marchlewska / Kancelaria Senatu

Niezależnie od tego, czy Adam Bodnar zostanie następcą Zbigniewa Ziobry, źle by się stało, gdyby jego doświadczenia i wiedzy nie wykorzystano dla dobra Rzeczypospolitej.

Nakładem Wydawnictwa Agora ukazał się drugi już wywiad rzeka Bartosza Bartosika („Więź”) z profesorem Adamem Bodnarem – „Nigdy nie odpuszczę”. Książka różni się od wydanej ponad dwa lata temu publikacji „Obywatel.pl” – jest obszerniejsza i napisana z większym rozmachem. Widać, że wyszła wiele miesięcy po tym, jak jej główny bohater opuścił urząd Rzecznika Praw Obywatelskich. Urząd, któremu nadał zupełnie nowy charakter i który długo jeszcze kojarzyć się będzie z jego nazwiskiem.

Widać, że na myśleniu Bodnara o sytuacji w kraju olbrzymie piętno (w sensie pozytywnym) odcisnęły liczne podróże po Polsce lokalnej

Stanisław Zakroczymski

Udostępnij tekst

Tekst otwierają trzydziestostronicowe „notatki rzecznika”. To część o interesującej konwencji literackiej. Krótkie, kilkuzdaniowe notki są umieszczone pod konkretnymi datami z lat 2015-2022. Na pierwszy rzut oka wyglądają jak wyimki z dziennika prowadzonego na bieżąco przez autora. Wkrótce jednak okazuje się, że dziennik mógł być co najwyżej bazą dla notatek, gdyż zawierają one liczne „wycieczki” w przyszłość, oświetlające konkretne wydarzenie z perspektywy późniejszych procesów.

Przyznam, że po dokonaniu tego odkrycia pierwszym moim odczuciem było rozczarowanie – ujawnianie zapisków ważnych postaci życia publicznego jest zawsze nie lada gratką dla tych, którzy uczestniczyli w opisywanych wydarzeniach. Wie to każdy, kto zajrzał choćby do pamiętników marszałka Sejmu Macieja Rataja – i reakcji na nie – z burzliwych pierwszych lat II Rzeczypospolitej. Z czasem jednak doceniłem tę niecodzienną formę.

Przywykliśmy myśleć o minionym bardzo intensywnym okresie kryzysu konstytucyjnego jako o pewnej całości. Brakuje dostrzeżenia istotnych zmian postaw społecznych, jakie dokonały się przez ten czas, oraz próby podzielenia go na krótsze podokresy. Dlatego cenne są np. uwagi autora o tym, że w „szkole Czarnka” nie byłyby już możliwe rzeczy, które możliwe były jeszcze w „szkole Zalewskiej”. Albo – przeciwnie – że młode pokolenie, które jeszcze w 2018 r. wydawało się bierne i apolityczne, dwa lata później stało się motorem społecznej zmiany. Interesujące są uwagi na temat tego, czym różnią się formy sprzeciwu wobec działań władzy w ostatnich latach od tego spod znaku Komitetu Obrony Demokracji.

Trudno jest oczywiście podsumowywać i rozkładać historycznie na czynniki pierwsze proces, który wciąż trwa. Niemniej taka próba spojrzenia z dystansu na ten czas przez jednego z kluczowych aktorów życia publicznego wydaje się bardzo oryginalna.

Zależy od perspektywy

Kolejne dwieście kilkadziesiąt stron publikacji wypełnia bardzo wartka i wielowątkowa rozmowa. Widać, że dobrze im się ze sobą spędzało czas. Warto odnotować, że od poprzedniej wspólnej publikacji przeszli na „ty”, co sprawia, że czytelnik ma poczucie, iż śledzi rozmowę dwóch dobrych znajomych, odbywającą się w domowej atmosferze.

Rozmowa ta dotyka w zasadzie wszystkich istotnych bieżących problemów oraz procesów społecznych i politycznych w Polsce – od reakcji na wojnę rosyjsko-ukraińską (szczęście w nieszczęściu, że rozmówcy zdążyli podnieść ten temat), przez detale kryzysu wokół praworządności, podsumowania walki z pandemią COVID-19, aż po kwestie związane z rynkiem medialnym.

Książka ma charakter publicystyczny, a Adam Bodnar nie stroni od zdecydowanych diagnoz i ocen (również tych dotyczących postaw polityków zarówno rządu, jak i opozycji, czego przez lata raczej unikał). Jest to w pełni zrozumiałe, zważywszy, że w oficjalny sposób były ombudsman złożył sprawozdanie obywatelom z pełnienia swojej funkcji (wraz ze swoimi współpracowniczkami) w znakomitej publikacji zatytułowanej, nomen omen, „Z urzędu”.

Rozmówca Bartosika szczodrze dzieli się anegdotami i przykładami odsłaniającymi kulisy sprawowania funkcji RPO, a jednocześnie prezentującymi wartości, które kierowały nim w czasie pełnienia publicznej misji. Ważną z tych wartości jest wrażliwość na ludzką krzywdę oraz otwartość na postawy i poglądy, często odmienne od własnych.

Znamienne, że odpowiedź Bodnara na pierwsze postawione w książce pytanie: „Czy rządy Zjednoczonej Prawicy to katastrofa?” nie brzmi: „Tak, jest gorzej niż w PRL” albo: „Oczywiście, zaraz nie będzie czego zbierać”, jak powiedziałoby zapewne wielu opozycyjnie nastawionych publicystów lub polityków. Były rzecznik naszych praw odpowiada: „To zależy z jakiej perspektywy”.

I dalej: „Jeśli w dowolnym momencie wyjdę na ulicę i przyjrzę się ludziom spacerującym w Warszawie, Wieruszowie, Krośnie czy Gryficach, to zobaczę więcej radości i uśmiechu niż wyrazów smutku czy bólu. A przynajmniej tak było do feralnego 24 lutego […]”. Dzieje się tak, gdyż – jak mówi Bodnar – rośnie poziom życia, a ludziom żyje się coraz godniej. Oczywiście zaraz niuansuje ten obrazek, wskazując na ludzkie dramaty wywołane polityką obecnej władzy. Mówi o uchodźcach na granicy polsko-białoruskiej, osobach LGBT+ czy represjonowanych sędziach. Czy to symetryzm? Nie, to po prostu widzenie rzeczywistości w całej jej złożoności.

Widać, że olbrzymie piętno (w sensie pozytywnym) na myśleniu Bodnara o sytuacji w kraju odcisnęły liczne (zwłaszcza do wybuchu pandemii) podróże po Polsce lokalnej. Bohater książki nie twierdzi, że jedyne problemy Polski, które trzeba rozwiązać, to przywrócenie praworządności i pluralizmu w mediach publicznych czy zmiana polityki europejskiej, choć sprawom tym poświęca wiele uwagi. Niemniej istotnymi – jego zdaniem – kwestiami są inwestycje w transport publiczny, dowartościowanie nauczycielek i nauczycieli czy pielęgniarek. Wątek rozmowy o konieczności wsparcia klasy średniej w Polsce lokalnej jest wyjątkowo ciekawy.

Ekumenizm i afirmacja

Drugą kwestią, która szczególnie przykuwa uwagę, jest swego rodzaju „ekumenizm” byłego rzecznika. W książce dowodzi on, że jako RPO potrafił kooperować z bardzo różnymi środowiskami. Opowiada zarówno o swojej współpracy ze społecznością LGBT+ (tu warto przypomnieć, że jego wielką zasługą było doprowadzenie do uchylenia tzw. uchwał anty-LGBT, przyjmowanych przez niektóre polskie samorządy), jak i przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski (z którym współpracował w kwestii przeciwdziałania bezdomności).

Co więcej, jest w stanie zauważyć skuteczne działania niektórych polityków obozu władzy – zaskakuje na przykład docenienie działań Patryka Jakiego, zwłaszcza w charakterze szefa komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji (ta ocena pewnie jeszcze wzrasta po ostatnim orzeczeniu NSA, które dokonało przełomu w kwestii oceny handlu roszczeniami). Bodnar potrafi skrytykować polityków opozycji, do której ewidentnie mu bliżej (np. za zgodę ugrupowań sejmowych na niekonstytucyjne zmiany ordynacji w czasie wiekopomnych wyborów 2020 r.).

Bardzo afirmująco wypowiada się o społecznej aktywności Polek i Polaków. Przytacza liczne przykłady społecznego oporu – wobec zmian w sądownictwie czy feralnego wyroku aborcyjnego TK, jak i konstruktywnych społecznych działań na skalę lokalną i ogólnokrajową. Jednoznacznie ocenia, że zdolności do samoorganizacji i oporu polskiego społeczeństwa są znacznie wyższe niż w innych państwach regionu. Kontrastują na przykład z nikłym oporem wobec orbanowskiej dyktatury na Węgrzech (podobny pogląd wyrażają wszyscy znani autorowi tych słów węgierscy prawnicy). Sądzę, że jest to niezwykle ważne przesłanie i powinniśmy o nim pamiętać, kiedy wygłaszamy generalizujące, negatywne sądy o Polkach i Polakach.

Ciekawe jest, na jak różnych polach geograficznych i społecznych rozgrywa się opowieść Bodnara. Są wizyty w szkole w Kędzierzynie-Koźlu i wejherowskiej sali gimnastycznej, opisy licznych wyjazdów na konferencje na całym świecie, a także na festiwale muzyczne do Gdyni i Kostrzyna nad Odrą. Są opisy konkretnych ludzkich spraw (jak np. Tomasza Piesieckiego walczącego latami o przyznanie renty za obrażenia doznane w wypadku), spotkań z Barackiem Obamą czy gwiazdami światowego kina.

Na liście darzonych przez Bodnara szacunkiem komentatorów i kreatorów życia publicznego znajdziemy profesorów Karola Modzelewskiego i Wiktora Osiatyńskiego, ale też raperów Taco Hemingwaya czy Łonę. Wydaje się, że to łączenie perspektywy warszawskich i międzynarodowych salonów z Polską lokalną sprawiło, że abstrakcyjne konstytucyjne zasady w słowach i działaniach rzecznika Bodnara przybierały bardzo konkretne i ludzkie wymiary.

Metoda rzecznikowania

I wreszcie kilka słów o metodzie rzecznikowania, którą praktykował (i opisał) bohater książki. Nie da się ukryć, że przyszło mu pełnić urząd w czasach obiektywnie trudnych nie tylko dla przestrzegania podstawowych praw i wolności obywatelskich (zwłaszcza tych osobistych i politycznych), ale również dla urzędu RPO jako takiego.

Przez całą niemal sześcioletnią kadencję rządzący próbowali w zasadzie „wziąć głodem” ten konstytucyjny organ. Sejm wielokrotnie zaniżał budżet tej instytucji, jednocześnie nakładając nań nowe zadania (np. związane ze składaniem skargi nadzwyczajnej do nowej izby SN). Notabene, ostatnio na komisji sejmowej nowy rzecznik prof. Marcin Wiącek poinformował, że dopiero w tym roku znalazły się środki na pierwsze od wielu lat podwyżki…

Dodatkowo RPO pozbawiony został kluczowego dotąd instrumentu oddziaływania na rzeczywistość, jakim były wnioski do Trybunału Konstytucyjnego w obronie praw i wolności obywatelskich. W tej sytuacji Adam Bodnar i jego współpracownicy musieli wykazać się dużym zmysłem innowatorskim oraz stosować nowe, nieznane dotąd narzędzia wpływu na życie publiczne i nagłaśniania istotnych spraw.

Ciekawy jest opis wahań byłego rzecznika przed podjęciem decyzji o zdecydowanym wystąpieniu na forum parlamentu w czasie procedowania niesławnych ustaw sądowych w lipcu 2017 r. Z uznaniem czyta się opowieści o precedensowym włączaniu się do postępowań przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej (czego nie czynił dotąd żaden europejski ombudsman) czy o doborze spraw sądowych, do których dołączał się urząd rzecznika, aby odcisnąć piętno na linii orzeczniczej w strategicznych sprawach.

Dobra wiadomość

Adam Bodnar skończył urzędowanie w gmachu przy ulicy Długiej ponad rok temu. W tym kontekście mocna jest deklaracja złożona na końcu książki.

Wesprzyj Więź

Do niedawna, mówiąc o swojej przyszłości, Adam Bodnar unikał jasnych deklaracji, wspominał wiele o kontynuacji pracy naukowej (zaraz po opuszczeniu fotela RPO został dziekanem na Uniwersytecie SWPS) czy potencjalnych funkcjach międzynarodowych. Tymczasem w końcowym rozdziale książki na pytanie, czy mógłby zostać ministrem sprawiedliwości w przyszłym rządzie, odpowiada wprost: „wszedłbym w to”.

Jest to jednoznaczna, odważna deklaracja, skierowana przede wszystkim w stronę tych, od których będzie zależał skład przyszłego rządu. Niezależnie od tego, czy prof. Bodnarowi dane będzie zostać następcą Zbigniewa Ziobry, po lekturze książki trudno nie pomyśleć, że źle by się stało, gdyby olbrzymiego doświadczenia i wiedzy, które zdobył przez lata wyczerpującej służby publicznej, nie wykorzystano dla dobra Rzeczypospolitej. Dlatego oświadczenie zawarte w tytule książki – „Nigdy nie odpuszczę” – możemy odebrać jako dobrą wiadomość.

Przeczytaj także: Adam Bodnar: Sporu o praworządność nie można odpuścić

Podziel się

2
Wiadomość

Można z Adamem Bodnarem się nie zgadzać, ale nie można odmówić mu wysokich standardów etycznych. Nie widzę po stronie opozycji szerzej znanych polityków, którzy by mu dorównywali. Nie podzielając wielu jego poglądów, zwłaszcza w sprawach światopoglądowych lub relacji Państwo-Kościół, ufam mu. Dodam jednak łyżkę dziegciu, że zmarszczką na obliczu A.Bodnara jest krytyka prez.A.Dudy za ułaskawienie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika nie odnosząc się w tym kontekście o kontrowersjach wokół niezależności sędziego, który ten wyrok wydał. By nie stawiać kolegów sędziów i siebie w niezręcznej sytuacji, sam odszedł z zawodu po ujawnieniu jego politycznego zaangażowania. Przemilczanie tego jest niedobrym kompromisem.

Autorowi zwrócę uwagę, że jak na katolickie pismo przystało, powinno znaleźć sie powyżej streszczenie wypowiedzi A.Bodnara na temat Kościoła. Czy nie ma takiego streszczenia dlatego, że dla katolika poglądy te są kontrowersyjne? Notabene zauważyłem, że po odejściu z urzędu A.Bodnar zaczął sie wypowiadać o Kościele ostrzej. Takie odnoszę wrażenie.

Ziobro jako minister jest złym ministrem, ale na myśl, że miałoby być lepiej, gdyby został nim po wygranych przez opozycję wyborów były jednooki RPO, jest nieporozumieniem. Gdy do tego przypomni się, że jego wice (czyli wybór na to stanowisko) była kuriozalna obecnie europosłanka Spurek, to widzenie w Bodnarze przyszłego ministra sprawiedliwości jest równie kuriozalne.

Pani europoseł Spurek zachowuje się, hm, dziwacznie, i dziwię się p. prof. Bodnarowi, że wziął sobie taką współpracowniczkę. Uważam jego poglądy na naukę Kościoła za niebezpieczne i szkodliwe, natomiast jego upominanie się o sprawiedliwość, w bardzo wielu sprawach, moim zdaniem było wręcz zbyt łagodne. Ziobro nie ma hamulców, zachowuje się jak małpa z brzytwą, a bardzo, bardzo złe konsekwencje wielu jego działań będziemy odczuwać przez minimum kilkanaście lat.
Jednak wybieram Bodnara, zwłaszcza na ministra sprawiedliwości, bo na ministra edukacji już raczej nie.