rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Subtelna wielkość. Franciszek Macharski

Kard. Franciszek Macharski. Fot. Archiwum Krakowskiej Kurii Metropolitalnej

Jego alternatywny model obecności Kościoła w życiu publicznym nie został powszechnie zaakceptowany. A mógł nas ustrzec przed wieloma kosztownymi błędami.

Tylko raz miałem okazję zetknąć się osobiście ze zmarłym w 2016 roku ks. kard. Franciszkiem Macharskim. Było to w 2001 roku w krakowskim kościele pod wezwaniem św. Anny. Odprawiał tam mszę św. za duszę zmarłego rok wcześniej ks. Józefa Tischnera. Zapamiętałem wysoką, hieratyczną postać kardynała, cichy i skupiony głos, którym wygłaszał homilię, długie przerwy, tak jakby myślał nad każdym wypowiadanym słowem. Nie zapamiętałem wiele z jej treści, ale pozostało jedno wrażenie: mówił o zmarłym poprzez subtelne odwołania do Ewangelii, bez wkraczania w ocenę jego poglądów i działań, co wtedy czyniono ze sporą zażartością.

Trochę mi nawet wówczas tego zabrakło, sądziłem, że wobec szkalowania Tischnera, które pomimo jego cierpienia i śmierci trwało w najlepsze, powinien wziąć go w obronę, w sposób bardziej konkretny i zdecydowany. Taki był jednak krakowski kardynał, subtelny, pełen kultury w słowach i gestach, stojący jakby nieco obok naszych chwilowych emocji i politycznych zaangażowań. Pokazał, że dorobek ks. Tischnera winien być oceniany w innej niż doraźna perspektywie i może to był najlepszy sposób jego obrony, przynajmniej dla ludzi obdarzonych emocjonalną inteligencją. Sam zrozumiałem to znacznie później. 

Metropolia sprzeciwu

Właśnie takie cechy zdecydowały o roli, jaką odegrał kard. Franciszek Macharski w dziejach Kościoła i Polski na przestrzeni ostatnich lat bez mała czterdziestu, od momentu gdy został następcą Karola Wojtyły na krakowskiej stolicy arcybiskupiej. To one wyznaczyły szlak jego powodzeń i niepowodzeń. Kraków jest dla każdego swego biskupa miejscem szczególnym, często niełatwym. Takim był dla nowego arcybiskupa, który przychodził tam w pierwszych dniach roku 1979 i było tak wcale nie ze względu na to, że przyszło mu kontynuować dzieło człowieka, który zasiadł niedawno na Stolicy Piotrowej.

Trudność ta wynikała przede wszystkim z tego, że zostawał on dziedzicem św. Stanisława w konkretnej dziejowej chwili i musiał temu dziedzictwu sprostać. Św. Stanisław ze Szczepanowa, biskup krakowski sprzed niemal tysiąca lat, jest bowiem w polskiej tradycji historycznej symbolem bezkompromisowego moralnego sprzeciwu wobec nadużyć władzy świeckiej, za co miał ponieść męczeńską śmierć z rąk króla Bolesława Śmiałego. Od tamtych dni każdy z jego następców musi skonfrontować się z tym mitem, szczególnie ci, którym przyszło żyć w czasach, gdy władza naruszała prawa i godność osoby ludzkiej.

Właśnie taka próba nadała wielkość i wyznaczyła miejsce w historii poprzednikom kard. Macharskiego: Adamowi Stefanowi Sapieże i Karolowi Wojtyle. Ludzkie reakcje na wieść o jego śmierci pokazują, iż w powszechnym przekonaniu tej próbie sprostał, że był ich godnym następcą. Wszelako niektórych może to dziwić, trudno byłoby przecież odnaleźć w tym, co powiedział i uczynił, przejawy jakiegokolwiek radykalizmu, jawnego oporu i twardej opozycji wobec działań komunistycznej władzy. To nie jego nazwisko umieszczamy w pierwszym szeregu biskupów i księży znanych ze swego publicznego zaangażowania, zarówno w dobie PRL, jak również po jej upadku. Gdzie można zatem dostrzec to, co wielu dziś intuicyjnie zauważa: wielkość kardynała zapewniającą mu ważne miejsce w szeregu jego poprzedników?

Zasady, nie polityka

Moment, w którym ks. Franciszek Macharski obejmował stolicę św. Stanisława o półtora roku zaledwie poprzedzał wybuch wielkiego kryzysu systemu komunistycznego, który zaczął się od sierpniowych strajków w 1980 roku i zakończył dekadę później przemianami lat 1989-90. Kościół stał się jednym z najważniejszych aktorów ówczesnego dramatu. Był siłą tworzącą „przestrzeń wolności”, dzięki której po wprowadzeniu stanu wojennego przetrwać mogły struktury opozycji i społecznego oporu, a jednocześnie dla władzy pozostawał ważnym, być może jedynym, kanałem kontaktu z większością społeczeństwa.

Hierarchowie Kościoła stanęli wówczas przed niełatwym wyzwaniem, przed koniecznością znalezienia odpowiedniej drogi pomiędzy radykalnymi, opozycyjnymi nastrojami dużej części Polaków, także wielu duchownych, a potrzebą chronienia życia ludzkiego oraz substancji materialnej i prawnej zapewniającej Kościołowi możliwość funkcjonowania. Ówczesną działalność kard. Macharskiego uznać można za symbol odpowiedzialnego podążania tą drogą.

Od września 1980 roku stanął na czele reaktywowanej Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Uczestnicząc we wszystkich jej posiedzeniach poruszał wiele problemów trapiących wówczas nie tylko Kościół. Walczył o przywrócenie statusu prawnego Kościoła (stało się to dopiero w roku 1989), obronę szkolnictwa katolickiego, ochronę procedury obsadzania stanowisk kościelnych przed zbyt daleko idącymi ingerencjami władz, opiekę duszpasterską w więzieniach, szpitalach i w wojsku, o swobodę działalności Caritasu.

Na szczególną uwagę zasługują starania kardynała o sferę kultury i szeroko rozumianej wolności słowa. Podpisany przez niego list wyrażający stanowisko episkopatu wobec ustawy o cenzurze z października 1980 roku pozostaje, czytany także dziś, jednym z najbardziej wymownych dokumentów ukazujących rolę Kościoła jako obrońcy praw człowieka w wymiarze powszechnym, nie tylko wyznaniowym.

Po wprowadzeniu stanu wojennego zorganizował Arcybiskupi Komitet Pomocy Więźniom i Internowanym, wielokrotnie odwiedzał więzienia i obozy internowanych, interweniował u władz w ich obronie. Zawsze czynił to z myślą o pojednaniu, stronił zatem od deklaracji jednoznacznie politycznych i przestrzegał przed nimi duchownych swojej diecezji. Nie zawsze to rozumiano, choćby wówczas, gdy ostrożnie oceniał działalność księży mocno zaangażowanych w działania opozycyjne, tak było np. w sprawie nowohuckiego duszpasterza ks. Kazimierza Jancarza.

W decydującym okresie przemian lat 1988-89 znajdziemy jego nazwisko podczas najważniejszych spotkań przygotowujących obrady Okrągłego Stołu. Jego zaangażowanie także i tutaj nosi jednak znamię szczególnego spojrzenia, naznaczonego subtelnością i głębią. Polityka nie fascynowała kardynała, nie miał temperamentu bp. Gocłowskiego czy ks. Orszulika, mówił niewiele, raczej o zasadach, normach, które winny kierować życiem publicznym. 

Osobny

W wolnej Polsce szedł tą samą drogą. Widać to szczególnie w okresie polityczno-kościelnych napięć początku lat dziewięćdziesiątych, gdy wielu ludzi Kościoła nie ustrzegło się przed zbyt daleko idącym zaangażowaniem politycznym. Zawsze od tego stronił mocno opierając swoje słowa i działania o fundament religijny i duszpasterski. Symbolem takiej postawy może być fakt, że w znanej książce Jarosława Gowina „Kościół w czasach wolności”, ukazującej rozmaite publiczne zaangażowania Kościoła i debaty z nimi związane w pierwszej dekadzie III RP, nazwisko kard. Macharskiego w ogóle się nie pojawia. Jego postawa w tamtych latach pokazuje pewien alternatywny model obecności Kościoła w życiu publicznym, model który niestety nie został powszechnie zaakceptowany, choć przecież mógł ustrzec nas przed wieloma kosztownymi błędami.

Wesprzyj Więź

Droga pojednania, subtelnej kultury bycia i słowa, dialogu, którą szedł metropolita krakowski, nie zawsze dawała mu doraźny sukces, niekiedy przynosiła gorycz i poczucie porażki. Tak było w kwestii oświęcimskiego Karmelu. Jego istnienie zostało pod koniec lat osiemdziesiątych uznane przez niektóre środowiska żydowskie za próbę „chrystianizacji Holokaustu”. Kard. Macharski doprowadził wówczas do podpisania w Genewie katolicko-żydowskiego porozumienia przewidującego przeniesienie klasztoru do wybudowanego w tym celu Centrum Informacji Wychowania Spotkań i Modlitwy. Jego dążenie do zgody, próba uszanowania odmiennej wrażliwości religijnej wyznawców judaizmu rozbiły się o niechęć obu stron sporu. Zapewne najboleśniejsze było dla niego to, że ostra i niesprawiedliwa krytyka spadła na niego także z wewnątrz własnego Kościoła, a nawet własnej diecezji, porozumienie było zaś sabotowane. Dopiero osobista interwencja Jana Pawła II spowodowała, że siostry opuściły dotychczasową siedzibę, a konflikt został zażegnany, niestety tylko na chwilę.

I jeszcze jedno. Kardynał Franciszek Macharski pozostanie symbolem tego, co dawał Polsce Kraków. Miasto i ludzie, kultura, obyczaj, najlepsza część spuścizny Rzeczypospolitej wielu narodów. Jagiellońska tradycja „wielości i pluralizmu, a nie ciasnoty i zamknięcia”, jak o niej napisał Jan Paweł II. Tradycja Sapiehy, Wojtyły, Turowicza i Miłosza, której częścią stał się teraz także i on.

Przeczytaj także: Powstanie Warszawskie i Ukraińcy – stereotypy i fakty

Podziel się

5
Wiadomość

Polityka nie fascynowała kardynała, nie miał temperamentu bp. Gocłowskiego czy ks. Orszulika, mówił niewiele, raczej o zasadach, normach, które winny kierować życiem publicznym. Koniec cytatu, nie mial niczego do ukrycial , byl przykladnym Pasterzem. Te dwa nazwiska sa znamienne.

Byłem na pogrzebie ks. prof. Józefa Tischnera i widziałem ks. kardynała Franciszka Macharskiego jak szedł na czele konduktu pogrzebowego z domu ks. profesora do miejsca pochówku. Szedł cierpliwie w upale…
Bardzo mi to koresponduje z przeczytanym artykułem. Brakowało takiego głosu.

Nie chciałbym aby mój komentarz wybrzmiał krytycznie, o zmarłych tak wypowiadać się nie należy, wiem. Zaiste piękną laurkę autor wystawił. Może i dobrze. Jednak nie omieszkam wspomnieć, że hierarchia zawsze kolaborowała z władzą. Być może właśnie temu zawdzięczaliśmy pozycje kościoła za komuny. Kolaboracja ta istniała na wszystkich szczeblach i trochę przeszkadza mi to nadmierne podkreślanie roli Kościoła w obalaniu komuny. od połowy panowania Gierka trwa rozkwit współpracy z PZPR, budują się kościoły, rozdawane są szczodrze talony na samochody księżom i inne dobra reglamentowane wówczas. Po upadku komuny dokonuje się masowy cud nawrócenia partyjnych aparatczyków, których Kościół otula ojcowskim pałaszem. To na tym tle bardzo widoczny staje się konflikt Wałęsy z episkopatem. Utajnione zostają akta księży współpracowników SB. Akta wielu z nich trafiają w różne miejsca i do dzisiaj się nimi gra. Wtedy Kościół nie dokonał samooczyszczenia i nie zrobił tego do dziś. Może i lepiej dla nas wszystkich. Spraw nadużyć seksualnych jeszcze nikt nie wywlekł, ale działy się i były akceptowane przez hierarchie jako cos zupełnie normalnego. To tak po krótce klimat w jakim przyszło funkcjonować ks. kardynałowi Macharskiemu i raczej w tym kontekście należy go wspominać.

Z jednym nie sposób się nie zgodzić. Z tym o jego homiliach. “Nie zapamiętałem wiele z jej treści”. Trudno było cokolwiek zapamiętać, nie tylko z tej, ale i z innych. Takie księżowskie gadanie, gdzie człowiek po trzydziestu sekundach wyłącza się i zaczyna myśleć co będzie na obiad, albo jaki western puszczą dziś w TV.

Panie Wojtku ja pamietam duzo kazan, nawet kazanie z mojej Pierwszej Komunii, 1959 rok, pamietam i jedno szczegolne kazanie, 90 letni ksiadz staruszek zaczal tak : Mówi głupi w swoim sercu: Nie ma Boga. Prosilem Boga zeby mowil i mowil. To byl slynny kaznodzieja, nawet w Watykanie prowadzil rekolekcje. No i zawsze usmiechniety, nawet gloszac kazanie z glowy.

Taki subtelny,kulturalny. „A myśmy się spodziewali, że jak się go przeniesie do Poznania, to księża poznańscy nie dadzą się tak wodzić za nos jak łomżyńscy” Wypowiedź o Paetzu.Wiedział. Jak dalej można być wiarygodnym. I mam ogromny żal do tych całych tzw. Pasterzy. Ewangelia to jest jak mówił o. Badeni „whisky on the rock” nie budyń z soczkiem. Nie układanie się. Gdzie ta Wasza skała? Piotr? Tracicie wiarygodność na własne życzenie. Pasterze. Odpowiedzialni za ludzi zostawiających Kościół. Nie spędza Wam to snu z powiek? Mi tak. Pozdrawiam z wakacji.

@Joanna
Niestety muszę się z panią zgodzić.
Ja już nawet nie czytam tych “laurek” na cześć bo to nie ma żadnego sensu.

Takie czarowanie rzeczywistości. Wszyscy byli wspaniali, uduchowieni, cudowni, wręcz święci a jednak ktoś tych degeneratów znał i krył przed policją i prokuraturą…

Może kosmici ?

Plusy kardynała. Był bardzo wyważony, łagodny, tolerancyjny dla wszystkich stron. Za jego panowania w Krakowie stworzył się ośrodek największej swobody myśli w KK. Minusy. Nie pomógł w ujawnianiu skandali. Niestety należał do starego pokolenia wierzącego w cud, że sprawy jakoś się rozwiążą. Jednak na tle innych, bardzo się wyróżniał pokorą.

A mnie dane go było widzieć o różnych porach, jak zasuwał per pedes. Zawsze skupiony, spokojny, dostojny i strasznie serdeczny. Lubił porozmawiać i czynił to z wielką otwartością. Magnetyczny. Ostatni z wielkich.