rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Bez niezakłamanej pamięci nie ma dojrzałego narodu

Andrzej Friszke. Warszawa, kwiecień 2015. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Niech nam nie mówią o „wstawaniu z kolan”! Z kolan wstaliśmy – jeśli kiedykolwiek na nich byliśmy – w 1980 roku wraz z tworzeniem „Solidarności”.

Przemówienie wygłoszone na konferencji „Porozumienie na rzecz historii wolności” 2 czerwca 2022 r. w Senacie

Po co nam historia? Odpowiadamy zwykle: bo jest ciekawa, bo budzi poczucie przynależności, ciągłości z minioną epoką, pozwala rozumieć nasze miejsce we współczesności. Istnieje analogia między pamięcią każdego z nas o własnym życiu a historią zbiorowości, społeczeństwa, narodu. Jak życie każdego z nas składa się ze wspomnień dobrych i złych, tak z rożnych doświadczeń składa się historia kraju. Podobnie jak szukamy dla samych siebie odpowiedzi na pytania, dlaczego jestem tu, gdzie jestem, tak współczesność społeczeństwa i kraju jest tworzona przez minione doświadczenia.

Jeśli jesteśmy ludźmi dojrzałymi, powinniśmy w naszej indywidualnej przeszłości widzieć złożoność wyborów, złudzeń, fascynacji, decyzji trafnych i wątpliwych, sukcesów i błędów. Powinniśmy więc być zdolni do autorefleksji.

Gdy mówimy o powojennych latach trudnych doświadczeń Polski znajdującej się pod sowiecką kontrolą powinniśmy być ostrożni w orzekaniu, jakie postawy były właściwe, jakie sposoby obrony przed sowietyzacją ważniejsze i „lepsze” od innych

Andrzej Friszke

Udostępnij tekst

Nie inaczej jest ze społeczeństwem. Potrzebuje nie zakłamanej pamięci o swojej przeszłości, dokonaniach i porażkach, o własnym istnieniu w pokoleniach rodziców i dziadków. Tylko przez niezakłamaną pamięć można budować dojrzałość – nas jako jednostek i społeczeństwa – narodu.

Mamy różne doświadczenia. Dla ich przypominania i zrozumienia potrzebujemy rozmowy – szczerej i takiej, w której możemy liczyć na uwagę słuchaczy, na uzyskanie ich zrozumienia. Na tym polegają dialog i pluralizm, na tym polegają demokratyczne społeczeństwo i poważny namysł nad przeszłością.

Podział na „słuszne” i „niesłuszne” to cecha dyktatur

Przeciwieństwem pluralizmu, otwartości, dialogu jest narzucanie jednej obowiązującej „prawdy” i wymuszanie dla niej posłuchu, zamykanie ust tym, którzy pamiętają inaczej, myślą inaczej, mówią inaczej. Obowiązująca narracja, „prawda” skrojona na potrzeby grupy rządzącej, służąca mobilizacji i legitymizacji, wymuszeniu posłuszeństwa, jest cechą dyktatur, autorytaryzmów i totalitaryzmów. Jest próbą inżynierii społecznej, „wychowania narodowego”, indoktrynacji, której celem jest wymuszenie jedności myśli, postaw, zachowań, ideologii.

Starsi z nas pamiętają z PRL historię skrojoną pod potrzeby obowiązującej ideologii, propagandy ustroju. Pamiętamy opisy i kwalifikowanie na „słuszne” i „niesłuszne” ruchy, idee, postaci, jak używano pewnych przymiotników, słów kluczy, dyskwalifikujących porównań. Zjawiska „niesłuszne” cenzurowano, skazywano na niepamięć. Reżyseria obowiązującej wizji historii oznaczała hierarchizowanie wagi spraw, zdarzeń, postaci, a cenzura dbała o to, by tej hierarchii i narzuconych ocen nie podważać. Powstawał konstrukt, wizja obowiązujące i „ostemplowane”, gotowe do przekazywania nauczycielom, uczniom i możliwie całemu społeczeństwu przez organy monopolistycznej propagandy.

Taki system tworzenia historii był oczywiście sprzeczny z ładem społeczeństwa demokratycznego, w tym wolnością badań naukowych i budowania dojrzałej świadomości historycznej. Służył natomiast utrwalaniu autorytarnego ładu, kształtowaniu hierarchii znaczenia i zasług przez monopolistyczną władzę.

Czy taki system jest dziś tylko wspomnieniem? Niestety, obserwując poczynania rządzących, wagę przykładaną przez nich do historii i tworzenia ideologicznych narracji historycznych, uparte dążenie do dekonstrukcji dziejów Polski w ostatnich dziesięcioleciach, eliminowania jednych nurtów i postaci, by wynosić ponad miarę inne, dążenia do przywrócenia kwalifikacji „słuszne” – „niesłuszne”, trzeba stwierdzić, że mamy nawrót takiego traktowania historii.

Instytucje zajmujące się badaniami historycznymi i upowszechnianiem wiedzy historycznej zostały w ostatnich latach przejęte przez jedną partię, która przyznała sobie monopol na prawdę i patriotyzm.

Na czele instytucji finansowanych z budżetu państwa, w tym Instytutu Pamięci Narodowej, postawiono ludzi zaufania jednej partii. Trwa proces narzucania ideologicznego kostiumu jednej partii instytucjom kultury, także szkołom, łącznie z brutalnie oktrojowaną nową podstawą nauczania historii i nowym wymyślonym przedmiotem – Historia i teraźniejszość. W tym programie następuje manipulowanie znanymi faktami i – zwłaszcza gdy mowa o ostatnich dziesięcioleciach – narzucanie wąskiej perspektywy wierzeń jednej partii, łącznie z jej zideologizowanym językiem, w którym twórcy III Rzeczypospolitej są nazywani „postkomunistami”.

Zanika pamięć sensu podziałów

Od lat trwa narzekanie na obniżanie się poziomu wiedzy historycznej w szkole i w ogóle w społeczeństwie. Liczne obserwacje to potwierdzają. I to pomimo całej biblioteki wartościowych książek historycznych, niezłych podręczników, licznych artykułów w prasie. Odpowiedzią – zdaniem niektórych właściwą – jest uproszczenie, schematyzm, obraz biało-czarny, łatwy do przyswojenia, dający pozory rozumienia. A także mitologizacja pewnych zjawisk i postaci, by budzić emocje „przynależności”, „utożsamienia”.

Temu też służą zabawy rekonstrukcyjne, przebieranie się w dawne mundury, by wejść w buty dawnych bohaterów. Zabawy mogą być atrakcyjne, ale przecież nie służą rozumieniu przeszłości, zbyt często są próbą jej infantylizacji.

Człowiek infantylny nie jest dojrzały, a z pewnością nie jest dobrym obywatelem. Do tego potrzeba dojrzałości, a to osiąga się przez rozumienie przeszłości, jej dylematów i wyborów, które prowadziły do takich lub innych konsekwencji.

Trzeba stwierdzić ze smutkiem, że zanika myślenie historyczne o dobrym państwie, znaczeniu instytucji państwa, systemie prawa, dochodzeniu licznych grup obywateli do praw i obowiązków związanych z państwem, drogach budowania wspólnoty narodowej i państwowej ponad podziałami – społecznymi, klasowymi, światopoglądowymi, religijnymi. Zanika pamięć sensu podziałów i sporów, także walk, między ruchami endeckim, socjalistycznym, piłsudczykowskim, ludowym. Nie rozumiejąc tamtych różnic, niesionych przez nie odmiennych wizji polskości, nie potrafimy odczytać różnic w demokratycznym społeczeństwie, nie tylko szans, ale też zagrożeń dla demokracji, wielkich sporów o sprawy ustrojowe. Trudno również wtedy rozumieć, że ponad podziałami kształtowało się to, co powinno łączyć – demokratyczne państwo wspólne dla wszystkich jego obywateli.

Gdy mówimy o powojennych latach trudnych doświadczeń Polski znajdującej się pod sowiecką kontrolą, a więc też spętanej ustrojem podyktowanym przez Moskwę, powinniśmy być ostrożni i roztropni w orzekaniu, jakie postawy i zachowania były właściwe, jakie sposoby obrony przed sowietyzacją ważniejsze i „lepsze” od innych. Jest tu miejsce dla powojennego podziemia z organizacją Wolność i Niezawisłość na czele, dla partyzanckich oddziałów i tragedii tych ludzi, ale jest też miejsce na epopeję oporu społecznego, którą tworzyło Polskie Stronnictwo Ludowe ze Stanisławem Mikołajczykiem.

Zarazem jednak nie wolno lekceważyć wielkiego wysiłku odbudowy kraju ze zniszczeń wojennych, a więc tworzenia warunków do życia dla milionów ludzi, dla istnienia Polski pod względem ekonomicznym i kulturalnym. Nie wolno pomijać starań o tworzenie autentycznej kultury, a więc też świadomości narodowej. Żaden samozwańczy sędzia nie ma prawa mówić, że tylko jedna forma oporu przeciw opresji sowieckiej była właściwa, tworzyła jedyny wyraz patriotyzmu.

Żyjąc od 1945 roku w niemal jednolitym etnicznie państwie, wypieramy od pokoleń pamięć o pluralizmie kultur, języków, religii Rzeczypospolitej do czasu II wojny światowej

Andrzej Friszke

Udostępnij tekst

Dla przetrwania Polski i jej woli bycia niepodległym i demokratycznym państwem wiele czynników się przyczyniło. I materialna praca dla kraju, jego odbudowa, i wysiłek lekarzy, inżynierów, nauczycieli, bibliotekarzy, twórców kultury i nauki, by tworzyć zdrowe społeczeństwo, które zachowa swoją tożsamość, pamięć i zdolność do tworzenia autentycznych wartości.

Polska nie jest „samotną wyspą”

Żyjąc od 1945 roku w niemal jednolitym etnicznie państwie, wypieramy od pokoleń pamięć o pluralizmie kultur, języków, religii Rzeczypospolitej do czasu II wojny światowej. Rozbiła ona dawne społeczeństwo. Wymordowano Żydów, nowymi granicami oddzielono Ukraińców i Białorusinów, wysiedlono Niemców. Przez 45 lat istnienia PRL w świadomości utrwaliła się ta monolityczność etniczna i zanikała pamięć o przeszłości, o złożoności losów – dobrych i złych. W pamięci utrwaliły się schematy i mity oraz nieufność, często budowana na tragicznych doświadczeniach z okresu II wojny.

Upadek dyktatury PRL, otwarcie granic, droga do pluralistycznej Europy pozwalały zrozumieć miejsce Polski i Polaków wśród innych narodów i kultur, zobaczyć, co wspólne. Wielu poczuło się jednak zagrożonych. Na tę otwartość reagowali ucieczką, zasklepieniem, chęcią izolacji, nowym egoizmem narodowym, zamknięciem się w formule Polaka-katolika jako jedynej właściwiej formule polskości przeciwstawianej „relatywizmowi”, liberalizmowi, indywidualizmowi Zachodu. Z zagrożeniem taką Polską izolowaną, zamkniętą, wrogą współczesności mamy dziś do czynienia.

Potrzebujemy myślenia uwzględniającego dziedzictwo wielokulturowości, tradycji regionalnych i świadomości, że od tysiąca lat Polska jest częścią Europy, uczestniczyła w wymianie kulturalnej, ideowej, a nie była i nie jest „samotną wyspą”. Nie leży bowiem „w próżni” między Zachodem i Wschodem. Nie ma takiej próżni, jest się w świecie pojęć i wartości Zachodu albo Wschodu.

W toku naszych dziejów Polska bywała bliżej Zachodu lub Wschodu, na zachodzie kraju częściej było słychać język niemiecki, na wschodzie ruski i ukraiński. Wpływy przenikały i tworzyły wielobarwność kulturową ziem polskich, a dużą część tego obrazu tworzyła społeczność Żydów, ich historia jest immanentną częścią naszych dziejów. Krzyżowanie się wpływów widzimy w zabytkach i historii regionalnej, której obecność w pamięci wzbogaca wiedzę o całości, o różnych problemach, zjawiskach i dylematach przeszłości.

Spór jest drogą poznania

Powinniśmy rozumieć wielkie osiągnięcia Polaków w XX wieku:

– Odbudowanie państwa w 1918 roku i obronienie jego egzystencji w roku 1920; złączenie trzech zaborów w jedno państwo, uformowanie w nim nowoczesnego narodu.

– Doświadczenie II wojny światowej, kiedy mimo strasznych represji trwało poczucie istnienia – mimo okupacji – państwa i jego struktur z Armią Krajową na czele.

Istniało podziemne państwo polskie, a więc poczucie wspólnoty ponad partyjnymi i ideologicznymi zróżnicowaniami. Pamięć zarówno o AK, legenda AK, jak i w ogóle polskiego wysiłku na rzecz niepodległości państwowej była może najważniejsza dla skutecznego przeciwstawiania się sowieckiej i komunistycznej indoktrynacji w czasach PRL.

– „Solidarność” jako wielki ruch społeczny ponad różnicami klasowymi, ideowymi, światopoglądowymi, regionalnymi, skoncentrowany na odbudowaniu społeczeństwa, jego tożsamości i zdolności do budowania demokratycznego, samorządnego, pluralistycznego kraju. Ten ruch – od Sierpnia 1980 roku do budowania zrębów demokratycznego państwa prawa w 1989 roku – jest powodem do dumy narodowej. Przypomina o tym, że Polacy potrafili być dojrzali, odpowiedzialni, zdolni do tworzenia ładu ustrojowego, jaki tworzą narody Zachodu.

Niech nam nie mówią o „wstawaniu z kolan”! Z kolan wstaliśmy – jeśli kiedykolwiek na nich byliśmy – w 1980 roku wraz z tworzeniem „Solidarności” i jej konsekwentną drogą do zbudowania demokratycznego i niepodległego państwa zintegrowanego z demokratycznymi strukturami Zachodu, jego poczuciem praw człowieka i rozumieniem sensu rządów prawa. Co pozwoliło nam na połączenie z Unią Europejską i NATO.

Nie sposób w tym momencie nie wspomnieć o Lechu Wałęsie, przewodniczącym „Solidarności”, którego historyczne zasługi w roku 1980 i w latach następnych są nie do podważenia.

Chcemy o tym wszystkim mówić, dyskutować, dzielić się wynikami naszych prac, może i czasem spierać się, rozumiejąc jednak, że prowadzony z zachowaniem kultury i zasad spór jest ważną drogą poznania, weryfikowania poglądów. Zarazem będziemy się przeciwstawiać próbom fałszowania historii i tworzenia ideologicznych „narracji” burzących kulturę historyczną.

Wesprzyj Więź

Po to się spotkaliśmy, by zapoczątkować współpracę – wymianę myśli, doświadczeń, punktów widzenia.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: Bardzo ostrożnie podchodzę do słowa „zdrajca”

Podziel się

17
3
Wiadomość

Czytam początek wystąpienia pana profesora i widzę w tym atak na rządy środowiska b.KORu i sprawującej rząd dusz Gazety Wyborczej w latach ’90 dekretującej kto się zasłużył a kto się nie zasłużył w walce o demokrację, narzucającą jednolitą i jednostronną narrację. Ale nie, potem się okazało, że tylko ci drudzy manipulowali, narzucali, a nam tylko prawda leżała na sercu. Pierwszy raz ordynarna manipulacja polityków historią wstrząsnęła mną w preambule niedoszłej konstytucji europejskiej, w której pośród tradycji Unii przemilczano chrześcijaństwo a wyeksponowano oświecenie. PiS nie robi niczego gorszego i nie robi tego pierwszy, nawet jeżeli rozwinął politykę historyczną na niespotykaną wcześniej skalę. Każdy pamięta swoje zranienia więc nie roszczę sobie pretensji do obiektywizmu, ale przypomnę takie wydarzenie, jak obchody 25-lecia wolnych wyborów obchodzone w 2014 pod egidą prezydenta Komorowskiego z udziałem Baraka Obamy. Środowiska gazetowowyborcze i liberalne sprywatyzowały sobie wspólne wydarzenie ważne dla większości Polaków – przewodniczący NSZZ Solidarność Piotr Duda dostał zaproszenie takie, jak 3 tys. innych osób, nie przewidziano jego wystąpienia. On miał reprezentować mnie i mi podobnych, ale zostaliśmy wykluczeni. Doradca B.Komorowskiego prof.Nałęcz na zwróconą mu uwagę drwił, że Piotr Duda nie został potraktowany gorzej niż król Belgii, a następnym razem co najwyżej nadrobią uchybienie i wystosują zaproszenie do Piotra Dudy “Jego wysokość …”. Publika, do której w Senacie zwracał się pfor.Friszke gdy rządziła poniżała innych i nie ma żadnych wyrzutów sumienia, że sama manipulowała historią pod swoje cele, tyle że monopol medialny pozwalał to robić w białych rękawiczkach. Oczywiście, wciąganie w przepychanki o politykę historyczną prokuratury i sądów gdy nowe kierownictwo Muzeum II Wojny insynuowało poprzedniemu kierownictwu przestępstwa nie ma żadnego alibi w postaci wcześniejszych przekroczeń dobrych obyczajów przez Platformę (np. przejście pierwszego dyrektora Muzeum na to stanowisko prosto z gabinetu politycznego premiera Tuska). Tym niemniej, narracja prof.Friszke nawet nie stara się nie być plemienna, nie próbuje budować mostów, tylko zagrzewać do wytrwałości w dobrym samopoczuciu tych, którzy też nie powinni się czuć komfortowo z powodu swoich metod.