Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Polska przyjmie milion uchodźców z Ukrainy? Przecież polityka migracyjna naszego państwa to ruina

Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik i gen. bryg. SG Wioleta Gorzkowska, zastępczyni komendanta głównego Straży Granicznej, styczeń 2022. Fot. MSWiA

Jeśli wojna wybuchnie, jeśli faktycznie tysiące ludzi przybędą z Ukrainy do Polski – będzie jedna wielka katastrofa. Polski system jest niesprawny.

Kilka razy dziennie sprawdzam media. Boję się i myślę o tym, co będzie. Czekam.

Wiceminister MSWiA Maciej Wąsik deklaruje, że w przypadku rosyjskiej inwazji na Ukrainę Polska przyjmie nawet milion „prawdziwych uchodźców”. Media pytają mnie, czy Polska z takim zadaniem sobie poradzi. Jak Polacy przyjmą uchodźców z Ukrainy, także – jakie kroki Polska w tej sprawie podejmuje.

Polski rząd podjął już parę kroków w sprawach migracyjnych w ostatnich latach – i teraz będziemy za nie płacić. Polityka migracyjna państwa to ruina. Polityki nie ma. Nie ma idei ani wizji, nie ma wiedzy, nie ma pomysłu, nie ma instytucji.

Aktywiści mają strażników granicznych za brutalnych wyrobników bez serca. Strażnicy z kolei uważają aktywistów za szkodliwych naiwniaków. To nie jest dobry kapitał początkowy na wypadek wojny

Agnieszka Kosowicz

Udostępnij tekst

Deklaracje polityków latają jak liście – bezładnie, jak wiatr powieje. Rząd zrezygnował z kompetencji, które miał do dyspozycji. Zlikwidował departament ds. migracji, nie wykorzystuje wiedzy naukowej i nie prowadzi dialogu z organizacjami pozarządowymi, które pracą z migrantami i uchodźcami zajmują się na co dzień.

Jeśli ta wojna wybuchnie, jeśli faktycznie tysiące ludzi przybędą z Ukrainy do Polski – będzie jedna wielka katastrofa. Polski system jest niesprawny.

Dezintegracja

Kiedyś, w starożytnych czasach przed rokiem 2015, istniał w temacie migracji rządowo-pozarządowy dyskurs. Instytucje rządowe rozmawiały z samorządem i środowiskiem pozarządowym, a także akademią (uczciwie trzeba powiedzieć – niezbyt intensywnie i był to frustrujący dialog). W MSWiA działał jednak departament ds. migracji. Ciało doradcze zajmujące się migracją miał prezydent RP, a drugie – Rzecznik Praw Obywatelskich. Funkcjonowały też międzyresortowe zespoły i pełnomocnik rządu ds. równego traktowania.

Dziś, gdy Polska jest liderem w Europie pod względem liczby pracowników cudzoziemskich, w MSWiA departamentu od migracji nie ma – mała jednostka została ulokowana w MSZ. Zlikwidowano ciała doradcze. Rozproszono specjalistów. Rząd nie ma kogoś, kto się na migracjach kompleksowo zna – a taki ktoś to musi być zespół.

Międzyresortowy zespół powstał po ewakuacji grupy z Afganistanu w sierpniu 2021 roku. Póki co, przez pół roku, są dwa efekty pracy tego zespołu: ankieta, którą przeprowadzono wśród ewakuowanych oraz informator dla ewakuowanych o Polsce, przetłumaczony na języki afgańskie. Nie za dużo, jak na średnie państwo europejskie.

Szacunek

W poprzednim życiu, przed sierpniem 2021 roku, fachowcy od migracji w strukturach państwa (np. w Straży Granicznej) i w środowisku pozarządowym mieli do siebie, jaki taki, ale jednak szacunek. Polityka rządu na polsko-białoruskiej granicy przyniosła spektakularny rozpad zaufania i pogardę. Aktywiści mają strażników granicznych za brutalnych wyrobników bez serca. Strażnicy z kolei uważają aktywistów za szkodliwych naiwniaków. Jedni i drudzy potrafią uzasadnić swoje racje. To nie jest dobry kapitał początkowy na wypadek wojny.

Jeśli Polska ma zmierzyć się z przyjęciem kilkuset tysięcy ludzi, konieczna będzie współpraca. A nie ma czasu na komisję dialogu i pojednania. We współpracę wejdziemy (jeśli w ogóle) z ogromnym bagażem niechęci.

Wiem, co mówię. Od wielu miesięcy wolontariuszka mojej fundacji dostarcza pomoc rzeczową do ośrodka strzeżonego dla migrantów, który Straż Graniczna prowadzi w Czerwonym Borze. Wczoraj dostałam w tej sprawie od SG list dziękczynny. Przeżyłam szok (SG dziękuje, że razem bronimy polskiej granicy, do czego się zupełnie nie poczuwam) i zażenowanie (podzięki są za mleko w proszku i śpioszki dla dzieci zamkniętych jak w więzieniu, czemu jestem przeciwna).

 Jestem przekonana, że wśród strażników jest dużo dobrych ludzi. Ale współpraca z formacją wykorzystywaną przez państwo do łamania prawa jest trudna. Ktoś wyobraża sobie aktywistów i strażników razem przeczesujących las?

O rozjuszaniu

Media pytają, jak Polacy przyjmą ukraińskich uchodźców. Mówię o rodzaju solidarności, który wiele Polaków i Polek czuje wobec każdego, kto ma na pieńku z Rosją. O tym, że żyje w Polsce ponad milion ludzi z Ukrainy i że relacje układają się jako tako. Mówię o otwartości polskiego społeczeństwa, które potrafi dawać – Grupa Granica jest dobrym przykładem.

Ale jak nie mówić o Wołyniu i o tym, jak rząd prowadzi politykę historyczną? O dmuchaniu w balon nacjonalistycznej dumy? Jak nie mówić o Polakach, którzy dziś wynajmują Ukraińców do pracy i nie płacą? O tym, że potrafią kobietę z zawałem serca wystawić na przystanek, bo pracowała na czarno i pracodawca obawiał się kary?

Jak nie mówić, że publiczna telewizja sieje żółć i o migracjach mówi wyłącznie źle? O tym, że urzędnicy „po uważaniu” załatwiają sprawy cudzoziemców, których traktują często jak ludzi gorszej kategorii?

Rządowa narracja o migracjach na przestrzeni ostatnich lat nie pomoże, gdy wybuchnie konflikt. Może się mylę. Może rząd zainwestuje teraz miliony i przeznaczy paski w „Wiadomościach” na budowanie otwartości (sam Wąsik mówi o tym, że pomoc Ukraińcom dyktują mu europejskie i chrześcijańskie wartości, serio). Pożyjemy, zobaczymy.

Kapitał

Myślę, że ponad milion Ukraińców w Polsce to jest kapitał, z perspektywy możliwych przyjazdów uchodźców. Lepiej mieć bliskich, niż nie mieć. Lepiej mieć przetarte ścieżki, znajomych, lepiej coś, niż nic.

Ale też myślę – jak kruche jest to ukraińskie życie w Polsce. Tak, są sukcesy, firmy i kariery – ale bardzo wiele osób z Ukrainy, które znam, to nie są krezusi z wolnym pokojem i zapasem gotówki. To ludzie, którzy żyją z miesiąca na miesiąc, wynajmują mieszkania, pracują na zlecenie, z trudem utrzymują siebie, a dziś martwią się o rodziców, którzy zostali na Ukrainie. Na pewno dla nowo przybyłych Ukraińcy będą wsparciem – ale nie odpowiedzią na potrzeby. Na pewno też priorytetem dla Ukraińców w Polsce będą ich właśni krewni. Masowe ratowanie z zagrożenia bliskich – to będzie ruch równoległy z ewentualnym napływem uchodźców.

Myślę też o tym, że jacyś Ukraińcy i Ukrainki wyjadą z Polski walczyć na tej wojnie. Może również Polki i Polacy, pchani solidarnością albo żądzą przygód. Myślę o tym, że potem z doświadczeniem wojny będą musieli żyć. I my z nimi.

Prawdziwi uchodźcy

Jeśli minister Wąsik wytrwa w deklaracji, że przyjmiemy milion ludzi z Ukrainy – wiemy przynajmniej, że rząd pozwoli im przekroczyć granicę. To już coś. Chyba, że rząd wejdzie w detale. Ukraińcy, którzy szukali ochrony po ataku na Donbas, rzadko dostawali status uchodźcy – Polska uznała, że mogą przecież mieszkać w innej części Ukrainy. Przychodzili do nas wtedy do fundacji ukraińscy studenci, pracownicy – rezygnować z kart pobytu i wnioskować o ochronę międzynarodową. Błagaliśmy, żeby tego nie robili. Nie wierzyli, że na status uchodźcy nie mają szans. Że ich sytuacja się pogorszy. A jednak.

Spodziewam się, że Polska znowu zastosuje ten koncept – działania wojenne nie obejmą zapewne całego terytorium Ukrainy. Zaczną się standardowe dyskusje, „kto jest prawdziwym uchodźcą”. Ludzie z wojny będą znów udawać studentów, turystów, pracowników. Dzieciom w szkole nie wiedzieć czemu będą trząść się ręce, a matki będą się zrywać w nocy z krzykiem. Nie mamy dość psychologów.

Procedura

Jest w Polsce 10-11 ośrodków dla osób, które ubiegają się o status uchodźcy. Ośrodki pomieszczą około 3,5 tysiąca ludzi. Już przyjęcie jednego tysiąca Afgańczyków w sierpniu ubiegłego roku było dla systemu wielkim wyzwaniem. Ludzie mieszkali w świetlicach i wszystkich wolnych przestrzeniach. Urząd do Spraw Cudzoziemców wielkim wysiłkiem zapewnił przybyłym kwarantannę, miejsce do spania, posiłki – ale nie podjęto żadnych systemowych zmian.

W ośrodkach (od lat) radykalnie brakuje personelu, jest zbyt mało psychologów, lekarzy, pielęgniarek, pracowników socjalnych. Zwiększenie skali pracy tych placówek niemal trzystukrotnie (tak by było w przypadku przyjazdu miliona osób) po prostu się nie wydarzy. Podwojenie zasobów pół roku temu dla Afgańczyków okazało się niemożliwe.

Rządowa narracja o migracjach na przestrzeni ostatnich lat nie pomoże, gdy wybuchnie konflikt

Agnieszka Kosowicz

Udostępnij tekst

Zapewne więc po wstępnej rejestracji ludzie będą musieli sami sobie radzić. Albo powstaną wielkie namiotowe osiedla – i mapa wschodniej Polski zmieni się istotnie.

Oczywiście, jeśli rząd będzie chciał, znajdzie środki na to, co będzie trzeba – mimo to zasobów ludzkich na przyjęcie miliona ludzi Polska zwyczajnie nie ma „ot tak”. Będzie potrzebny inny system, nowi ludzie – nowi, czyli tacy, którzy dotąd z uchodźcami nie mieli do czynienia. Zacznie się wielki proces uczenia, na błędach. A najpierw – monstrualny bałagan. Odpowiedzialny rząd powinien zwołać ogólnopolską naradę: z samorządem, z ekspertami – zastanowić się nad podziałem zasobów i ról.

Co dalej

W przypadku Afgańczyków udało się sprawne przeprowadzenie procedur azylowych. W ciągu trzech miesięcy niemal wszyscy ewakuowani otrzymali statusy uchodźcy.

Być może Urząd do Spraw Cudzoziemców jest w stanie powtórzyć taką operację w przypadku dziesiątek czy setek tysięcy osób z Ukrainy, jeśli taka będzie wola polityczna – choć przy niechęci struktur państwowych do tworzenia etatów i marnych płacach urzędniczych wola może nie wystarczyć. Ale sprawne przeprocesowanie miliona? Hmm…

Potem ludzie będą musieli w Polsce żyć: dzieci posłać do szkoły, znaleźć pracę i mieszkanie. Na polskim rynku pracy (takie dane ma Kancelaria Premiera RP) brakuje w tym roku 800 tys. ludzi. Praca zatem jest. Ale żeby praca i mieszkanie znalazły się w jednym miejscu – to już gorsza sprawa. Żeby jeszcze ta praca pozwalała utrzymać rodzinę – jeszcze gorsza.

Pomoc w układaniu sobie życia w Polsce świadczą uchodźcom Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie. W ostatnich tygodniach troje najbardziej doświadczonych w Polsce pracowników w tych instytucjach odeszło z pracy. Na jednego pracownika socjalnego w Warszawie przypada nawet 60 osób do zintegrowania – trudno powiedzieć, żeby system działał efektywnie.

Tym bardziej, że ta praca jest trudna. W podwarszawskim Piasecznie w ubiegłym tygodniu potrzeba było 15 telefonów, żeby znaleźć właściciela mieszkania, który zgodzi się wynająć mieszkanie rodzinie uchodźców. 14 rozmówców nie chciało udostępnić mieszkania obcokrajowcom. Często pracownik socjalny nie ma za zadanie pokierować uchodźcę do potrzebnych zasobów. Nierzadko praca polega na tym, żeby najpierw te zasoby gdzieś wyżebrać.

Pozarządowo

Odkąd pracuję, główną rolę w pomocy migrantom i uchodźcom w Polsce odgrywają organizacje pozarządowe. Samorządy ciągle nie wykorzystują swojego potencjału – choć czuć powiew zmiany. Zatem aktywiści i działacze staną się podstawą działania „systemu” – czy cokolwiek będzie musiało powstać, żeby pomóc uchodźcom z Ukrainy (chcę się mylić).

Mam jednak w tej sprawie mieszane uczucia. Aktywiści i działacze w dużej mierze są wyczerpani kryzysem na białoruskiej granicy. Od dawna są traktowani przez rząd jako wrogowie, brną pod prąd, a to jest trudne. Wiele organizacji nie ma stabilnej sytuacji finansowej, część aktywistów jest zwyczajnie po ludzku wycieńczona. Ile zdołają jeszcze z siebie dać?

Wesprzyj Więź

Trudno też powiedzieć, jak zachowają się zwykli ludzie – mobilizacja na sytuację kryzysu ma swoją dynamikę, a właśnie zakończył się jeden poważny kryzys. Polki i Polacy gotowali zupy w obłędnych ilościach, zgłaszali się do pracy wolontariackiej, zbierali ciuchy, książki, mydło i powidło – pytanie: jak długo tak można? Czy zwykli ludzie wykrzeszą z siebie coś jeszcze? Ile? Na białoruskiej granicy mieliśmy do czynienia z może 20 tysiącami, może 30 tysiącami ludzi. A jeśli pojawią się setki tysięcy?

Z całego serca nie chcę się przekonać.

Tekst ukazał się na blogu Agnieszki Kosowicz pt. „Minister mówi: milion”. Obecny tytuł od redakcji Więź.pl

Podziel się

1
Wiadomość

Wokół Ukrainy i uchodźców ukraińskich możemy się jednoczyć. Ale nie, jeszcze nie wiadomo, co będzie, a już jest atak, narzekania na przyszłe porażki z winy rządu. Aby nawet jego przeciwnicy nie poczuli jakiejś wspólnoty z “onymi”.