rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Franciszek do kard. Marxa: Musimy wziąć odpowiedzialność, milczenie kończy się fiaskiem

Papież Franciszek. Fot. Mazur / catholicnews.org.uk

Punktem wyjścia z obecnego kryzysu jest pokorne wyznanie: popełniliśmy błąd, zgrzeszyliśmy. Nie uratują nas ani sondaże, ani potęga instytucji. Nie uratuje nas prestiż Kościoła, który ma tendencję do ukrywania swoich grzechów; nie uratuje nas siła pieniądza ani opinia mediów.

Kilkanaście dni temu kard. Reinhard Marx napisał list do papieża Franciszka, w którym składał rezygnację z kierowania archidiecezją Monachium i Fryzyngi. Teraz Watykan upublicznia papieską odpowiedź, publikujemy ją w całości:

Santa Marta, 10 czerwca 2021

Drogi Bracie,

Przede wszystkim dziękuję za odwagę. To odwaga chrześcijańska, która nie boi się krzyża, która nie boi się uniżyć w obliczu straszliwej rzeczywistości grzechu. To właśnie uczynił Pan (Flp 2,5-8). To łaska, którą dał ci Pan, i widzę, że chcesz ją przyjąć i strzec, aby przyniosła owoc. Dziękuję.

Mówisz mi, że przeżywasz chwilę kryzysu, i nie tylko ty, ale także Kościół w Niemczech. Cały Kościół jest w kryzysie z powodu nadużyć; co więcej, Kościół nie może dziś uczynić kroku naprzód, bez przyjęcia tego kryzysu. Polityka strusia prowadzi donikąd, a kryzys trzeba podjąć, wychodząc z naszej paschalnej wiary. Socjologizmy i psychologizmy nie pomagają. Jedyną owocną drogą jest podjęcie kryzysu, osobiście i wspólnotowo, ponieważ z kryzysu nie wychodzimy sami, ale we wspólnocie i musimy pamiętać, że z kryzysu wychodzimy albo lepszymi, albo gorszymi, ale nigdy takimi samymi[1].

Milczenie, zaniechania, nadmierne przywiązywanie wagi do prestiżu instytucji – wszystko to prowadzi jedynie do osobistego i historycznego fiaska; prowadzi do tego, że żyjemy z brzemieniem posiadania „trupów w szafie”

papież Franciszek

Udostępnij tekst

Mówisz mi, że od zeszłego roku zastanawiasz się nad tym: postanowiłeś szukać woli Bożej i zdecydowałeś się ją przyjąć, jakakolwiek by ona nie była.

Zgadzam się z Tobą, że mamy do czynienia z katastrofą: smutną historią nadużyć seksualnych i sposobem, w jaki Kościół zajmował się nimi do niedawna. Uświadomienie sobie tej hipokryzji w sposobie przeżywania naszej wiary jest łaską i pierwszym krokiem, który musimy uczynić. Musimy wziąć odpowiedzialność za historię, zarówno jako jednostki, jak i jako wspólnota. Nie możemy pozostać obojętni wobec tej zbrodni. Przyjąć ją na siebie oznacza postawić się w sytuacji kryzysowej.

Nie wszyscy chcą zaakceptować tę rzeczywistość, ale jest to jedyna droga, bo robienie „postanowień” o zmianie swojego życia bez konkretnego zaangażowania prowadzi donikąd. Rzeczywistość osobista, społeczna i historyczna jest konkretna. Nie wystarczy zaakceptować to tylko za pomocą idei, ponieważ idee są dyskutowane (i dobrze, że są), ale rzeczywistość musi być zawsze przyjęta i rozeznawana. To prawda, że wydarzenia historyczne muszą być oceniane z uwzględnieniem hermeneutyki czasu, w którym miały miejsce. Nie zwalnia nas to jednak z zadania wzięcia odpowiedzialności i przyjęcia tych wydarzeń jako historii „grzechu, który nas dotyka”. Dlatego uważam, że każdy biskup Kościoła musi je przyjąć i zadać sobie pytanie: co muszę uczynić w obliczu tej katastrofy?

„Mea culpa” w obliczu tak wielu błędów przeszłości zostało przez nas wypowiedziane niejednokrotnie, nawet jeśli osobiście nie uczestniczyliśmy w danym momencie historycznym. I tej samej postawy wymaga się od nas dzisiaj.

Żąda się od nas reformy, która – w tym przypadku – nie polega na słowach, ale na postawach, które mają odwagę stawić czoła kryzysowi, przyjąć rzeczywistość bez względu na konsekwencje. A każdą reformę zaczyna się od siebie. Reforma w Kościele została dokonana przez mężczyzn i kobiety, którzy nie bali się stawić czoła kryzysowi i pozwolić Panu, by ich zreformował. Jest to jedyna droga; w przeciwnym razie bylibyśmy tylko „ideologami reformy”, którzy nie stawiają na szali własnego ciała.

Pan nigdy nie angażował się w jakąś „reformację” (pozwól, że użyję tego słowa): ani w projekt faryzeuszy, ani w projekt saduceuszy, zelotów czy esseńczyków. Ale dokonał tego przez swoje życie, przez swoją historię, przez swoje ciało, na krzyżu. I to jest droga, którą i Ty, drogi bracie, podejmujesz, ofiarując swoją rezygnację ze swego urzędu.

Słusznie mówisz w swoim liście, że grzebanie w przeszłości nie przynosi nam nic dobrego. Milczenie, zaniechania, nadmierne przywiązywanie wagi do prestiżu instytucji – wszystko to prowadzi jedynie do osobistego i historycznego fiaska; prowadzi do tego, że żyjemy z brzemieniem posiadania, jak to się mówi, „trupów w szafie”.

Trzeba pilnie „przewietrzyć” tę rzeczywistość nadużyć i postępowania Kościoła, i pozwolić, by Duch Święty poprowadził nas na pustynię rozpaczy, na krzyż i do zmartwychwstania. To droga Ducha, którą musimy podążać, a punktem wyjścia jest pokorne wyznanie: popełniliśmy błąd, zgrzeszyliśmy. Nie uratują nas ani sondaże, ani potęga instytucji. Nie uratuje nas prestiż naszego Kościoła, który ma tendencję do ukrywania swoich grzechów; nie uratuje nas siła pieniądza ani opinia mediów (tak często jesteśmy od nich zbyt zależni). Zostaniemy zbawieni, otwierając drzwi Temu, który może to uczynić i wyznając naszą nagość: „zgrzeszyłem”, „zgrzeszyliśmy”, i płacząc, i bełkocząc, jak umiemy, owo: „odejdź ode mnie, bo jestem człowiekiem grzesznym” – spuściznę, którą pierwszy papież pozostawił papieżom i biskupom Kościoła. I wtedy poczujemy ten uzdrawiający wstyd, który otwiera drzwi do współczucia i czułości Pana, który jest zawsze blisko nas. Jako Kościół musimy prosić o łaskę wstydu i niech Pan nas uchroni od bycia bezwstydną nierządnicą z Księgi Ezechiela 16.

Podoba mi się sposób, w jaki kończysz swój list: „Z radością będę nadal kapłanem i biskupem tego Kościoła i będę nadal angażował się na płaszczyźnie duszpasterskiej tak długo, jak będę uważał to za rozsądne i stosowne. Chciałbym poświęcić przyszłe lata mojej posługi bardziej intensywnie duszpasterstwu i zaangażować się w duchową odnowę Kościoła, o co niestrudzenie prosi Wasza Świątobliwość”.

I to jest właśnie moja odpowiedź, drogi bracie: kontynuuj [posługę], jak sugerujesz, ale jako arcybiskup Monachium i Fryzyngi. A jeśli kusi cię, by pomyśleć, że Biskup Rzymu (twój brat, który cię kocha), potwierdzając twoją misję i nie przyjmując twojej rezygnacji, nie rozumie cię, przypomnij sobie, co Piotr usłyszał w obecności Pana, gdy na swój sposób ofiarował Mu swoją rezygnację: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny” – i usłyszał odpowiedź: „Paś owce moje”.

Z braterską miłością,

FRANCISCUS

Wesprzyj Więź

KAI, st

Przeczytaj też: Kościół wobec pedofilii – doświadczenie niemieckie


[1] Istnieje groźba, że nie zaakceptujemy kryzysu i schronimy się w konfliktach, a taka postawa w końcu dusi i uniemożliwia wszelkie możliwe przemiany. Ponieważ kryzys posiada w sobie zarodek nadziei, konflikt – przeciwnie – rozpaczy; kryzys angażuje, konflikt natomiast wikła nas i prowokuje aseptyczną postawę Piłata: „Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz” (Mt 27, 24), która wyrządziła i wyrządza nam wiele zła.

Podziel się

21
5
Wiadomość

Przeczytałem list Papieża do kard. Marxa i zastanawiam sie kiedy polscy biskupi staną w prawdzie, kiedy otworzą swe szafy z ” trupami w nich” , kiedy uznają ze nas zawiedli, cały Kosciół w Polsce, kiedy otworzą serca? Kiedy uznają ze my jestesmy nadal posród Was, kiedy się obudzą i zaczną nam wszystkim pomagać kiedy nas odszukają bez lęku i bojazni? Cały czas tylko to pytanie KIEDY ? Jak długo jeszcze mamy czekać?
Czekamy juz ponad 30 lat ! Ile jeszcze Wam, Szanownym Biskupom potrzeba czasu na obudzenie Waszego sumienia? Pewien arcybiskup mówi iż liczy na powrót młodzieży do Kosciołów. Jesli chcecie zapalać to najpierw musicie sami płonąć !
Obudzcie się! Czas juz najwyzszy! Otwórzcie wasze szafy, archiwa kurilne i zacznijcie sprzatać i nas odszukiwać . Przestańcie się nas bać! My chcemy być na nowo we wnętrzu Domu Ojca!

Można widzieć to tak: w subtelny sposób abp. Marx postanowił zrzucić z siebie pas Kościoła i częściej chadzać tam, gdzie sam chce. Ale papież w subtelny sposób dał do zrozumienia, żeby chodził dalej przepasany i służył raczej wizji, która ma Kościół niż własnej wizji na temat Kościoła. Ciekawe jak długo abp Marx da radę wytrwać w tej wymianie listów otwartych. W każdym razie musi odpowiedzieć na szachowy ruch papieża.

Jak się okazuje, pewne podobieństwa w interpretacji wystąpiły w wypowiedzi Piotra Sikory w Tyg. Powsz. (tyt. “Uznać grzeszność, nie bronić prestiżu”). Czekam na wymianę złośliwości.

I także Pani myśli, że moja interpretacja wynika z tego, że ja chcę tak widzieć?

“Cały Kościół jest w kryzysie z powodu problemu nadużyć; nawet więcej – Kościół nie może dzisiaj zrobić kroku naprzód, nie biorąc na siebie ciężaru tego kryzysu”. – Papież Franciszek

Kardynał Marx jest jednym z najbliższych współpracowników papieża. Co, zaskoczył go rezygnacją, nie wspomniał o niej gdy widzieli się ostatni raz? Słabo to świadczyłoby o ich bliskości. Widzieli się w poniedziałek, kardynał nic nie mówi papieżowi, a w ciągu 7 dni kardynał dojrzewa do rezygnacji i ją składa bez związku z jakimś wydarzeniem?! To pachnie ustawką, sposobem udzielenia kardynałowi papieskiego poparcia w kontekście zmian, które promuje w Kościele niemieckim, ale bez wciągania papieża w poparcie konkretnych rozwiązań. Papież popiera kurs Kościoła niemieckiego, ale nie popiera, ale jednak popiera, tyle, że bez ponoszenia odpowiedzialności. Nie zaprzeczając szczerości poglądów obu osób w sprawie nadużyć ludzi Kościoła, wygląda mi to na instrumentalne potraktowanie tego tematu na użytek “wielkiej polityki”.

Wreszcie publicznie zaczyna się rozmawiać o rzeczywistych problemach. Być może to podpowiedz dla polskich biskupów. Jeśli z niej nie skorzystają to Franciszek im ją przypomni przy okazji ad limina 4 pazdziernika.

Tylko dymisja wiekszosci episkopatu cos moze zmienić, nic innego. Nasi biskupi, wiekszość , nadal patrzy na Polskę przez pryzmat JPII a jest juz Franciszek, ktory kładzie nacisk na oczyszczenie Koscioła a nasi biskupi jak by o tym nie słyszeli…. mają zamkniete uszy, serca i sumienia.

Kard. Julián Herranz przypomina o osobistej odpowiedzialności duchownych, którzy dopuścili się pedofilii, jak i biskupów oraz przełożonych zakonnych, którzy tuszowali takie zbrodnie, nie zważając na jasne normy prawa kanonicznego.

Heh ale jakoś to nie dociera do naszych biskupów… okopali się i bronią swych stołków za wszelką cenę.